

Dziewczyny lubią niegrzecznych chłopców, ale często męskość mylona jest ze zwykłym bandytyzmem. Co zrobić, kiedy pod maską czułego kochanka nagle pojawi się twarz zwykłego bandyty i damskiego boksera. Brutalnie zamordowana Monika z Poznania nie miała złudzeń. Błyskawicznie zerwała ten toksyczny związek. Tyle tylko, że w sytuacji kryzysowej niestety nie mogła liczyć na pomoc policji.
Sławomir B. miał już za sobą jeden związek zakończony tragicznie. Znęcał się nad swoją żoną. Za brutalne traktowanie kobiety trafił nawet do więzienia. Niczego go to jednak nie nauczyło. Po rozwodzie starał się spotykać ze swoim synem. Zabierał go na mecze piłkarskie na stadion Lecha.
Koledzy z bloku, w którym się wychował i dorastał, pamiętają go doskonale. Nie za chętnie chcą o nim rozmawiać. Mówią, że zawsze lubił pozować na „twardziela”.
Przynależność do grupy najbardziej agresywnych kibiców Lecha bardzo mu imponowała. W tłumie, na stadionie czuł się silny.
Kiedy poznał Monikę G. – śliczną, drobną blondynkę z poznańskiej Wildy – skrzętnie ukrywał przed nią swoją prawdziwą twarz.
Dziewczyna studiowała masaż w Wielkopolskiej Szkole Medycznej. Starszy mężczyzna zaimponował jej. Nie przeszkadzała jej również historia jego nieudanego związku. Z pewnością kochanek nie był z nią szczery i nie przyznał się do wyroku za znęcanie się nad byłą żoną. Ale obserwując, jak troskliwie zajmuje się swoim małym synkiem, dziewczyna mogła widzieć w nim dobrego kandydata na męża.
Szczęście trwało krótko
Jak w wielu pozostałych przypadkach i tym razem młodzi ludzie na Facebooku chwalili się swoim szczęściem. Publicznie wyznawali sobie miłość, pokazywali zdjęcia ze wspólnych wakacji, wyjazdu do Irlandii, wizyt na stadionie piłkarskim. Ona mówiła do niego „Misiek”, on komplementował jej urodę. Takie zachowanie to już chyba znak czasu. Nawet zaręczyny zostały obwieszczone w Internecie. Znajomi gratulowali i życzyli powodzenia na nowej drodze.
Jednak pomyślność nie była pisana Monice. Dziewczyna szybko odkryła ciemną stronę swojego partnera. Dowiedziała się o kłamstwach, a nawet zdradach. Chyba nie takiego szczęścia sobie życzyła u boku narzeczonego, kiedy na święta na swoim profilu na Facebooku życzyła wszystkim takiej radości, jaka spotkała ją w życiu.
Na początku lutego tego roku postanowiła zerwać ze swoim partnerem: „Od dzisiaj jesteś tylko najgorszym koszmarem minionych miesięcy” – zamieściła dramatyczny wpis na swoim profilu. „Żegnam smutki, żegnam żale czuję się wręcz doskonale” – dodała zaraz optymistycznie. Pokazując znajomym, że jest silną kobietą i poradzi sobie z tym problemem. Dziewczyna odważnie patrzyła w przyszłość.
„Jakie to życiowe! Za serce i dobre intencje kopas w dupas i to bezczelnie codziennie prosto w oczy w białych rękawiczkach” – komentowała jedna ze znajomych, co pokazuje, że osoby z najbliższego otoczenia doskonale zdawały sobie sprawę z grzeszków, jakie miał na sumieniu jej były chłopak.
Niestety Sławomir nie mógł się z tym pogodzić. Ciągle był zapatrzony w przeszłość i nie chciał zaakceptować utraty dziewczyny.
Zapewne jego męska duma została urażona. Wiele również musiała go kosztować gra zupełnie innego człowieka na potrzeby narzeczonej. Nie bez znaczenia był fakt, że dotąd cały ich romans rozgrywał się na oczach internautów. Znajomi wiedzieli o każdym najbardziej intymnym fakcie z życia pary. Męska duma ucierpiała podwójnie.
Teraz mógł już być szczery i postanowił w brutalny sposób pokazać, kto rządzi w tym związku.
Nachodził byłą dziewczynę, groził jej, kilka razy uderzył, próbował nawet zgwałcić. Monika nie chciała nawet z nim rozmawiać. Dla niej było jasne, że z kimś takim nie zbuduje szczęśliwego związku. Gdy kochanek zamienił się w brutalnego bandytę, doskonale wiedziała, co ma zrobić. Poszła na policję zgłosić groźby i napaść.
Monika nie miała szans
Niestety to tylko wzmogło jego złość. Monika G. na komisariacie była trzy razy i choć oficjalnie zgłosiła przestępstwo, nie uratowało ją to przed najgorszym.
Policjanci wezwali Sławomira S. na komisariat. Przesłuchali i postawili zarzuty, ale nie zatrzymali, choć napastowana kobieta kilka razy podkreślała, że boi się o swoje życie.
Sławomir B., mający w swoim życiu więzienny epizod, w ogóle nie przestraszył się policjantów. Wręcz przeciwnie, wzmogło to jego agresję. Teraz zamierzał jeszcze zmusić byłą partnerkę do wycofania zeznań.
Do tragedii doszło w Wielką Środę przed Świętami Wielkanocnymi. Monika G. wraz z mamą przyjechała samochodem do pracy w drukarni w Żernikach pod Poznaniem.
Na parkingu czekał już zdesperowany napastnik. Był doskonale przygotowany do ataku. Miał przy sobie paralizator, wiatrówkę, taśmę klejąca i nóż. Wszystkie te przedmioty zabezpieczyli kryminalni w porzuconym plecaku. Taśma klejąca może wskazywać, że bandyta planował porwanie a nie morderstwo. Jednak wszystko potoczyło się zupełnie inaczej. Bandyta podbiegł do kobiet w samochodzie. Matkę obezwładnił paralizatorem, a byłą dziewczynę dwudziestokrotnie uderzył nożem, głównie w klatkę piersiową. Monika nie miała szans w starciu z brutalnym napastnikiem. Po morderstwie Sławomir B. uciekł samochodem.
Policja błyskawicznie rozpoczęła poszukiwania. W mediach pojawiły się zdjęcia ściganego mordercy. Policjanci teraz już wiedzieli, że źle ocenili sytuację. Rzeczywiście tak, jak zeznawała zamordowana, mężczyzna był gotowy posunąć się do najpoważniejszego przestępstwa. Istniała realna groźba, że napastnik będzie próbował zaatakować kolejne osoby.
Matka zamordowanej dziewczyny, była żona, a nawet syn mordercy znaleźli się pod stałą policyjną ochroną.
Policyjne zaniedbania
Po zabójstwie komendant wojewódzki zlecił przeprowadzenie kontroli w komisariatach, które zajmowały się przyjmowaniem zawiadomień od zamordowanej Moniki G. o groźbach i obawie o zdrowie i życie. Stanowisko stracił komendant komisariatu Poznań Stare Miasto, naczelnik wydziału kryminalnego oraz jego zastępca.
Niestety nie był to pierwszy tego typu przypadek lekceważenia zgłoszeń o przemocy ze strony mężczyzny w stosunku do aktualnej lub też byłej partnerki. Tego typu przestępstw w Polsce jest zgłaszanych wyjątkowo dużo. Statystyka pokazuje, że tylko bardzo nikły odsetek z nich kończy się zabójstwem. Czy jednak jest to dowód na to, aby pozostawiać osoby bez pomocy? Na pewno nie. Ta historia pokazuje, że prawdopodobnie zatrzymanie tylko na 48 godzin napastnika uratowałoby kobiecie życie.
Sławomir B. był wyjątkowo agresywnym mężczyzną. Tylko zwykłemu niedbalstwu i lekceważeniu swoich obowiązków przez policjantów zawdzięczał, że nie trafił do aresztu tymczasowego. Przecież w przeszłości był już karany za takie samo przestępstwo. Znęcał się i bił swoją byłą żonę. Wiele na pewno wyjaśniłoby badanie psychologiczne. Takiego natężenia agresji nie da się tak łatwo ukryć, a psycholog potrafiłby lepiej ocenić zagrożenie, niż znudzony policjant przyjmujący kolejne zgłoszenie o wyczynach damskiego boksera. Chyba czas, by zmienić policyjne procedury w przypadku zgłaszania tego typu przestępstw.
Sławomir B. został odnaleziony w świąteczną niedzielę. Jego zwłoki znaleźli członkowie rodziny. Mężczyzna powiesił się w piwnicy bloku przy ulicy Marszałkowskiej w Poznaniu, gdzie był zameldowany u swojej ciotki. To również może budzić zdziwienie. Jeśli trwa policyjna obława na bandytę, to miejsce zamieszkania powinno znajdować się pod szczególnym nadzorem. Niezależnie od tego, co mówiła ciotka poszukiwanego. Kobieta zeznała, że od świąt Bożego Narodzenia Sławomir B. nie pojawiał się w jej mieszkaniu.
Lista błędów popełnionych przez policję w tym przypadku jest wyjątkowo długa.
Niestety Monika straciła życie. Dla wielu kobiet, które znajdą się w takiej sytuacji, ta historia nie przynosi otuchy. Jak tu uwolnić się od swojego oprawcy, jeśli nie można liczyć na pomoc policji. Monika głośno wołała o ratunek. Policyjni biurokraci nie usłyszeli jej krzyku.
Przemysław Graf