Zanim biskup Czesław Kaczmarek trafił przed oblicze komunistycznego sądu, był więziony przez ponad 2,5 roku. W tym czasie poddawano go wielodniowym przesłuchaniom bez snu. Był głodzony, przetrzymywany w karcerze i poniżany. Wszystko po to, aby wykazać, że był zdrajcą i kolaborantem.

Biskup Czesław Kaczmarek słuchał na ławie oskarżonych podpułkownika Mieczysława Widaja: – Oskarżony Kaczmarek w czasie okupacji był kolaborantem, współpracował z hitlerowskim wrogiem narodu polskiego. W całej działalności oskarżonego Kaczmarka czynnikiem dominującym była nienawiść do ruchu robotniczego, do wszelkiego postępu. To nienawiść doprowadziła go do zdrady narodu.

Od kolaboracji z Niemcami podpułkownik, przewodniczący Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, gładko przeszedł do oskarżenia o szpiegostwo na rzecz Stanów Zjednoczonych: – Z tej nienawiści wynikło jego zaprzedanie się imperializmowi amerykańskiemu. W grudniu 1945 r. w Kielcach, w rezydencji biskupiej, oskarżony Kaczmarek nawiązał kontakt z ambasadorem USA w Polsce Arturem Bliss Laneem, a w następnym spotkaniu w styczniu 1946 roku w hotelu „Polonia” w Warszawie uzgodnił z Bliss Laneem, iż w myśl otrzymanego z Watykanu polecenia będzie współdziałał z nim i z innymi osobami dla poparcia wrogiej akcji kół rządowych USA, skierowanej przeciwko Polsce, przeciwko ZSRR i przeciwko innym krajom demokratycznym. Akcję tę zobowiązał się popierać w działalności swojej w Episkopacie i wśród księży.

 Wojna z Kościołem

 Czesław Kaczmarek, biskup kielecki został aresztowany 20 stycznia 1951 roku, a jego proces rozpoczął się 14 września 1953 roku. Prawdopodobnie przyspieszył go list kardynała Stefana Wyszyńskiego z lipca tego roku do przewodniczącego Rady Państwa. Kardynał domagał się uwolnienia biskupa więzionego bez procesu od ponad 2,5 roku. Zamiast uwolnienia rozpoczęto pokaz sądowy, który miał być przygważdżającym ciosem władzy w jej walce z Kościołem.

Szykany wobec Kościoła nasilały się od 1950 roku, kiedy to Kościół polski – pierwszy w tzw. krajach demokracji ludowej – podpisał porozumienie z rządem, które miało zapewnić katolikom minimum bezpieczeństwa. Kilku biskupów było mu niechętnych, przeciwko głosował jednak tylko Czesław Kaczmarek. Watykan, z którym polski episkopat nie porozumiał się w sprawie negocjacji, ocenił je krytycznie, uznając, że władza zyskała narzędzie, które natychmiast wykorzysta.

Tak się też stało. Wbrew zapisom porozumienia, księży pozbawiano prawa wykonywania w ich parafiach posługi duszpasterskiej, kapelanów usuwano ze szpitali i więzień, likwidowano domy zakonne, prasę katolicką i religię w szkołach. Państwo przejęło organizację charytatywną Caritas. Wielu księży aresztowano i uwięziono, tworząc jednocześnie ruch księży patriotów. Organizowano procesy pokazowe. Księży wolbromskich, Piotra Oborskiego i Zbigniewa Gadomskiego skazano na dożywotnie więzienie. Przeciwko prześladowaniom publicznie protestował biskup kielecki. W trzy dni po ogłoszeniu wyroku na księży z Wolbromia, sam został aresztowany.

Kim był biskup kielecki?

Pochodził z Mazowsza i tam kształtował się jego charakter i światopogląd. Urodził się we wsi Lisewo Małe k. Sierpca. Był jedynakiem. Carskie Seminarium Nauczycielskie w Skępem-Wymyślinie ukończył w roku wybuchu I Wojny Światowej. Jako guwerner przez dwa lata uczył dzieci w rodzinie ziemiańskiej, po czym wstąpił w 1916 roku do Seminarium Duchownego w Płocku. Tam był świadkiem przełomu w wojnie bolszewickiej 1920 roku, gdy V Armia generała Władysława Sikorskiego zmusiła do odwrotu Armię Czerwoną dowodzoną przez marszałka Tuchaczewskiego.

Czesław Kaczmarek był na tyle błyskotliwym klerykiem, że biskup płocki Julian Nowowiejski (dziś błogosławiony męczennik) przyspieszył jego święcenia kapłańskie i wysłał go na studia do Francji. Jako jedyny ksiądz w przedwojennej Polsce, studiował nauki społeczne i polityczne. Na Uniwersytecie w Lille ukończył je w 1927 roku rozprawą doktorską „Emigracja polska we Francji po wojnie”, nagrodzoną przez towarzystwo naukowe w Lille. Przez cały okres studiów sprawował opiekę duszpasterską nad polskimi emigrantami, pracującymi głównie w okolicznych kopalniach. W niedziele i święta wyprawiał się do ośrodków robotniczych północnej Francji i niósł pociechę i pomoc zagubionym polskim chłopom, którzy w poszukiwaniu chleba trafili w czeluście francuskich kopalń. Przez ostatni rok był proboszczem parafii Bruay-en-Artois, gdzie mieszkało ponad 15 tysięcy Polaków.

Praca z emigrantami rozwinęła jego pasję społecznikowską i wychowawczą, a doświadczenia francuskie ułatwiły mu pracę w diecezji płockiej, gdzie biskup Nowowiejski skierował go do Związku Młodzieży Katolickiej, a następnie w Diecezjalnym Instytucie Akcji Katolickiej. Ksiądz Kaczmarek organizował różne formy kształcenia młodzieży, zakładał biblioteki parafialne i kioski z prasą katolicką, wydawał czasopisma. Uniwersytet Ludowy w Proboszczowicach poza nauką katolicką dawał młodzieży wiejskiej podstawową wiedzę i umiejętności z zakresu sadownictwa i warzywnictwa, uprawy roli i prowadzenia gospodarstwa domowego. Działalność wychowawczo-społeczną kontynuował w diecezji kieleckiej, której ordynariuszem został w maju 1938 roku.

Kolaborant i zdrajca?

Właściwie cała działalność biskupa Kaczmarka w dojrzałym wieku została zamieniona przez prokuratorów w jeden wielki akt oskarżenia. Także 10-letni okres pracy w diecezji płockiej. – Tak zwana Akcja Katolicka była ośrodkiem roboty profaszystowskiej, wrogiej masom ludowym i klasie robotniczej, roboty prowadzącej do utraty niepodległości Polski – cytował sędzia Widaj akt oskarżenia – Kierowniczy trzon hierarchii kościelnej w ostatnich latach przedwojennych odgrywał niemałą rolę w faszyzacji kraju, w przygotowaniu klęski wrześniowej, a oskarżony Kaczmarek był aktywnym uczestnikiem tej antyludowej i antypolskiej akcji.

Paradoksem jest, że ksiądz Czesław Kaczmarek w tym właśnie okresie był najbardziej związany z ludem i dla niego pracował.

Dowodem kolaboracji z okupantem miały być trzy listy pasterskie biskupa, ogłoszone w pierwszych miesiącach okupacji, do wiernych ogarniętych paniką i rozpaczą, gdy jeden najeźdźca zagrabił trzy czwarte kraju, a drugi zadał mu cios w plecy. Wzywał diecezjan do wyrwania się z bezczynności i utracie nadziei: „Niech każdy co prędzej zabiera się do pracy i pracuje dużo więcej i uczciwiej niż dotąd. (…) niechaj każdy spełnia to, czego chce od nas Bóg. Zagon polski trzeba obsiać. Wzywam wszystkich Was, żebyście nasamprzód wierni świętym przykazaniom Boga i Kościoła okazywali się posłuszni względem władz administracyjnych we wszystkim, co nie sprzeciwia się sumieniu katolickiemu i naszej polskiej godności”.

Oskarżyciele podkreślali wezwanie do posłuszeństwa wobec władz okupacyjnych, ukrywając jego cel – uchronienie narodu od niepotrzebnych ofiar.

Trzeci list z wiosny 1940 roku, związany był z walką Hubala. Major Henryk Dobrzański zginął 30 kwietnia 1940 roku, jego oddział został rozbity, a Niemcy za jego działania wymordowali 712 osób i spacyfikowali 31 wsi.

Biskup napisał wówczas: „Niech każdy pamięta, że w żadnym wypadku nie wolno mu swym nierozważnym postępowaniem wystawiać na niebezpieczeństwo swoich bliźnich, ich mienia, a nawet życia”. Jest oczywiste, że biskupowi chodziło o zapobieganie wyniszczaniu narodu, należy jednak dodać, że w tym wypadku uległ naciskom gubernatora dystryktu radomskiego Lascha.

W czasie okupacji kielecki ordynariusz otoczył opieką w swojej diecezji 220 kapłanów prześladowanych w ich diecezjach, przyjmował do kieleckiego seminarium alumnów z ziem włączonych do Rzeszy. W latach 1943-1945 w Kielcach działał tajny Katolicki Uniwersytet Lubelski i okupacyjny Uniwersytet Poznański. W związku z falą uciekinierów z Kresów wschodnich i ograbionych wysiedleńców z północy i zachodu, pisał w liście pasterskim: „Przychodzi do Was Jezus Chrystus z Pomorza i Poznania, przychodzi z Kujaw i Mazowsza, ze Śląska i ze wschodnich ziem. (…) z całego serca wołam do Was: podajcie im dłoń bratnią. (…) do nich zaś, w górę serca, powtarzam. Jesteście wszak wśród Polaków i chrześcijan, a więc wśród swoich, którzy Was miłują i podzielają wasz ból”.

Po upadku Powstania Warszawskiego Kielecczyzna przyjęła tysiące warszawiaków, a biskup przeznaczył 60 procent sum wydatkowanych przez diecezję na pomoc dla nich.

Natomiast oskarżenia o szpiegostwo na rzecz USA miały zohydzić biskupa i współoskarżonych, a przede wszystkim udowodnić zdradziecką rolę hierarchii polskiej i watykańskiej. Organizatorem miał być ambasador amerykański Artur Bliss Lane. Czesław Kaczmarek poznał młodego Amerykanina w czasie studiów we Francji. Po wojnie Lane został wysłany do Warszawy jako ambasador. Gdy zorientował się, że jego znajomy z Francji został biskupem kieleckim, odnowił z nim znajomość, odwiedził go w Kielcach, następnie spotykali się w Warszawie. Na jego prośbę biskup powołał zespół do opracowania raportu „Zajścia kieleckie z dnia 4 lipca 1946 r.” i mu go przekazał. Chodziło o tzw. pogrom kielecki, w którym zginęło kilkudziesięciu Żydów. Pogrom wzbudził ogromny oddźwięk na świecie, i do dziś jest dowodem na rzekomo polski antysemityzm. W błyskawicznie zorganizowanym po „zajściach” procesie skazano na śmierć 9 osób, wiele innych na długoletnie więzienie.

Tymczasem biskup udowodnił, że winę za masakrę ponosiły władze bezpieczeństwa inspirowane przez NKWD. Podobne zajścia organizowane były w pozostałych krajach tzw. demokracji ludowej, m.in. w Pradze, Budapeszcie i innych. Chodziło o skłonienie Żydów do jak najliczniejszego wyjazdu do Izraela, gdzie ZSRR rozgrywał swoją partię z Arabami.

Preparowanie więźnia

Rankiem 20 stycznia 1951 roku do biskupiej rezydencji w Kielcach weszła grupa funkcjonariuszy bezpieczeństwa dowodzona przez pułkownika Józefa Światłę (prawdziwe nazwisko Izaak Fleischafarb) – zastępcę dyrektora X Departamentu w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego. Światło zbiegł później na Zachód i w cyklu audycji radia Wolna Europa demaskował praktyki polskich władz komunistycznych. Po całodziennej rewizji w mieszkaniu, biskupa zabrano do Warszawy, nie pozwalając mu pożegnać się z matką mieszkającą w tym samym budynku. W więzieniu mokotowskim nie zawiadomiono go później o jej śmierci i pogrzebie.

W więzieniu na Rakowieckiej rozpoczęto przygotowania aresztanta do roli, jaką mu wyznaczono w procesie. Miał się przyznać do zarzucanych mu przestępstw i oskarżyć maksymalną liczbę przełożonych w Polsce i Watykanie. Miał to być proces nie przeciwko osobom (z Kaczmarkiem aresztowano trzech księży i siostrę zakonną), ale przeciwko całemu Kościołowi. Wobec biskupa zastosowano najściślejszą izolację: żadnych odwiedzin i żadnej korespondencji, zakaz dostępu do słowa pisanego. Jedynym kontaktem ze światem byli strażnicy i śledczy. Przed aresztowaniem, zadecydowanym przez najwyższe władze w państwie, zakazano bicia i podobnych tortur fizycznych. Istniały jednak sposoby równie dotkliwe wymuszenia zeznań.

Wobec biskupa stosowano tzw. konwejery, wielogodzinne i wielodniowe przesłuchania bez snu. Karcery, głodzenie, środki przeczyszczające i niewypuszczanie do toalety, zanurzanie w fekaliach. I pytania, pytania…

– Z kim się kontaktowałeś w ambasadzie? Ile razy spotkałeś się z Laneem? Kto ci płacił? Nie spać, nie spać! Spać to ty se możesz w domu! Jakich informatorów miałeś w fabrykach zbrojeniowych, w Pionkach, hucie Ludwików i Granacie? Do sracza pójdziesz, jak sobie przypomnisz. Biskup ordynariusz a sfajdał się w gacie, niech go umyją wężem i do karceru, przy otwartym oknie szybko wyschnie. Ile dostałeś dolarów od Sapiehy na opłacanie informatorów? Jak wyglądały twoje knowania z Hlondem i Mikołajczykiem przed wyborami? Nie udawaj, że mdlejesz, wiadro wody od razu cię ocuci. Watykan, kto ci przysyłał rozkazy? Zdjęcie z gubernatorem Frankiem, co ci obiecał?

Śledczy do zmiennika: – Zaraz pęknie, to trzydzieści siedem godzin, a po poprzednim, czterdziestogodzinnym spał kwadrans.

– Obudźcie go, wiadro wody! Powtórz, co knułeś z Mikołajczykiem przed wyborami.

Głos biskupa: Spotkania z Mikołajczykiem to był spisek, mający na celu obalenie ustroju PRL.

Śledczy: – Grzeczny biskup, zastrzyki dobrze robią na pamięć.

Kilka lat później po wypuszczeniu z więzienia, w wyniku październikowego przełomu, biskup pisał do prokuratora generalnego: „Pozbawiono mnie w ciągu 1,5 roku wszelkich normalnie potrzebnych do odżywienia organizmu substancji, na skutek czego cierpiałem głód, wyniszczający tak dalece, iż zachorowałem na szkorbut, utraciłem 19 zębów w więzieniu i doznałem ogólnego rozstroju całego organizmu, tak, iż byłem bliski śmierci”.

Biskup Kaczmarek przebywał w areszcie ponad dwa i pół roku, a prokuratorowi pisze o półtorarocznym koszmarze. Dlaczego? Z istniejących dokumentów wynika, że w połowie 1952 roku doszło do złamania oporu więźnia. Kilkanaście miesięcy prania mózgu, wspomaganego zastrzykami psychotropowymi (biskup wspominał później: „Wprowadzali mnie w jakiś obłęd i bezmyślność, nie byłem zdolny do myślenia. Robili ze mną, co chcieli”) i totalnym wyniszczeniem fizycznym organizmu, doprowadziło do nienormalnej aktywności mózgu, który łatwo poddaje się sugestiom, jakim wcześniej zaprzeczał. Taki stan jest znany i opisywany w psychologii jako faza paradoksalna. Polega ona na zachwianiu zdolności oceny sytuacji, gdy reakcje na bodźce emocjonalne są odwrotnie proporcjonalne do ich siły: słaby bodziec – silna reakcja, silny bodziec – słaba reakcja. Jedynym sposobem wpadnięcia w podobną pułapkę jest milczenie. Jeśli więzień zacznie odpowiadać na pytania śledczych, to zostanie wprowadzony w stan emocjonalnego rozchwiania i powie to, czego od niego oczekują – tak uważają eksperci. Metodę milczenia (nie wiem… nie pamiętam) wybrał ks. Jan Jaroszewicz aresztowany razem z biskupem, i nie został w ogóle oskarżony.

Gdy w połowie 1952 roku śledczy doszli do wniosku, że zapewnią właściwy przebieg procesu pokazowego, zmienili stosunek do biskupa. Skończyły się całonocne przesłuchania, a dzienne były rzadkie i niezbyt męczące, pożywienie pozwalało więźniowi odzyskać siły, przeniesiono go do dwuosobowej celi, chociaż utrzymano ścisłą izolację od świata zewnętrznego. Biskup nie miał pojęcia o innych procesach duchownych, ani o akcji propagandowej rozpętanej przeciw Kościołowi.

Pułkownik Światło ujawnił w swoich rewelacjach w Wolnej Europie, że decyzje polityczne w sprawie biskupa Kaczmarka podejmowali Franciszek Mazur, odpowiedzialny w Biurze Politycznym PZPR za sprawy Kościoła i religii, oraz głowa państwa Bolesław Bierut.

– Kilka miesięcy przed procesem – mówił Światło – odbyła się w Ministerstwie Bezpieczeństwa Publicznego specjalna konferencja, na której podsumowano sprawę biskupa Kaczmarka i ustalono tekst oskarżenia. Opracowali go Henryk Chmielewski – przydzielony do sądów wojskowych, Roman Werfel – redaktor „Nowych Dróg”, pułkownik Różański – dyrektor departamentu śledczego bezpieki i prokurator wojskowy Zarako-Zarakowski. W konferencji brał również udział ówczesny sowiecki doradca Radkiewicza (ministra) gen. NKWD Kowalczuk. To on wziął zbiorowy akt oskarżenia biskupa i pojechał z nim do Moskwy. W ślad za nim udali się tam Bierut i Mazur, którzy mieli reprezentować tzw. tor partyjny. Moskwa zatwierdziła akt oskarżenia i proces mógł się rozpocząć.

 Pokazowe widowisko

Przygotowując opinię publiczną, „Trybuna Ludu” opublikowała artykuł „Ambasador i biskupi” o szpiegowskiej działalności hierarchów. Proces był transmitowany przez Polskie Radio. 14 września 1953 roku biskup Kaczmarek odpowiadał na pytania zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami. Gdy jednak ppłk Widaj zapytał, czy oskarżony zrywa z papieżem, biskup drgnął, jakby oprzytomniał i zawołał: – Za żadną cenę!

Sędzia natychmiast przerwał rozprawę i nakazał wyprowadzić oskarżonego. Wtedy dopadł go Różański: – Ja już skułem mordę obrońcom i przestrzegam księdza biskupa, aby nie poważył się więcej na takie postępowanie.

Trzeba dodać, że przydzielony biskupowi obrońca Mieczysław Maślanko „bronił” go wcześniej nader sugestywnie: – Tu trzeba głowę ratować, ma ksiądz biskup do wyboru: śmierć albo przyznanie się do tego, czego żądają w śledztwie.

„Po przerwie biskup odczytał przygotowany wcześniej 30-stronicowy tekst. Nazajutrz przez cały dzień odpowiadał na pytania prokuratorów i obrońców. Całość była jednym wielkim samooskarżeniem i przyznaniem się właściwie do wszystkich zarzucanych czynów” – pisał Jerzy Stępień, późniejszy przewodniczący Trybunału Konstytucyjnego. Co gorsza biskup oskarżał nie tylko siebie, ale właściwie cały Kościół katolicki. Papieży Piusa XI i Piusa XII, nuncjuszów apostolskich w Warszawie i Berlinie, prymasów Augusta Hlonda i Stefana Sapiehę, arcybiskupa Andrzeja Szeptyckiego i innych biskupów czasu wojny i powojennego 5-lecia do momentu swojego aresztowania.

Jasno ukazał się cel tej pokazówki – znieważenie hierarchii katolickiej jako zdrajców narodu, kolaborantów Adolfa Hitlera i Watykanu, szpiegów dążących do wywołania nowej wojny. Prasa, radio i kronika filmowa miały pożywkę na miesiące. Tadeusz Mazowiecki pisał artykuły potępiające przestępczą działalność Kaczmarka. Wielu Polaków uwierzyło w to, co usłyszało. Proces trwał do 21 września. Następnego dnia ogłoszono wyrok – 12 lat pozbawienia wolności, utrata praw publicznych na 5 lat i przepadek mienia na rzecz Skarbu Państwa. Pozostałych oskarżonych skazano na 5, 10 lat więzienia.

Jerzy Stępień, sam zawodowy sędzia, analizując po latach proces pisał o uzasadnieniu wyroku: „Zabrakło w nim jakiejkolwiek analizy dowodów, co sprawia, że nie wiadomo właściwie, jakie dowody były podstawą ustaleń sądu. Problemowi wymiaru kary poświęcono w nim po jednym zdaniu dla każdego oskarżonego (…) głównym oskarżonym był właściwie Episkopat i Watykan”.  

Kilka dni po ogłoszeniu wyroku aresztowano prymasa Stefana Wyszyńskiego, a biskupi w specjalnym komunikacie potępili „przestępcze działania biskupa Kaczmarka”.

Nadeszła odwilż

Od śmierci Józef Stalina (marzec 1953) i późniejszego XX Zjazdu KPZR ze słynnym przemówieniem Nikity Chruszczowa – demaskującym zbrodnie stalinizmu – nadchodziła odwilż. W maju 1956 roku ogłoszono w Polsce amnestię dla więźniów politycznych, wyłączono z niej jednak biskupa Kaczmarka. Został wprawdzie zwolniony z więzienia, ale internowany w klasztorze Kapucynów w Rywałdzie z zakazem przebywania w diecezji kieleckiej. Gdy Najwyższy Sąd Wojskowy oczyścił go z zarzutów kolaboracji i szpiegostwa, Czesław Kaczmarek wrócił do swojej diecezji w kwietniu 1957 roku. Papież Jan XXIII przysłał mu list, pisząc m.in.: „Wyrok na Ciebie wydany przez władze państwowe został obalony – tak iż Twoja względem Kościoła wierność, podobnie jak i szczera Twoja miłość względem ojczyzny stały się dla wszystkich oczywiste. (…) Pisząc te słowa w celu niesienia Ci pociechy i pokrzepienia, zapewniamy Cię, iż jesteśmy złączeni z Tobą gorącą ojcowską miłością”.

Biskup Czesław Kaczmarek zmarł na atak serca 26 sierpnia 1963 roku. Jego całkowitej rehabilitacji dokonał dopiero w 1990 roku prokurator generalny Aleksander Bentkowski. Prezydent Lech Kaczyński pośmiertnie odznaczył Czesława Kaczmarka Krzyżem Wielkim Odrodzenia Polski.

W 2010 roku diecezjanie postawili biskupowi pomnik obok kieleckiej katedry.

Alicja Basta

Korzystałam m.in. z pracy zbiorowej „Trzy rocznice” oraz „Proces biskupa Kaczmarka” Jerzego Stępnia.

Zobacz również: