

Do chwili obecnej śledczym nie udało ustalić się konkretów zbrodni do jakiej doszło 4 marca w okolicach Strzegomia woj. dolnośląskie. Ktoś podpalił, wywiózł i porzucił w polu 50-letnią kobietę. Ofiara szukając pomocy, potwornie cierpiąc, szła poboczem drogi.
– Przy drodze prowadzącej do miasta, przypadkowi kierowcy zobaczyli dziwnie wyglądającą kobietę – komentowała prokurator rejonowa Urszula Zawada. – Kobieta była poparzona. Wyglądała tak, jakby ją ktoś spalił. Natychmiast wezwano pomoc. Niestety nie udało jej się uratować. Miała poparzone 50% ciała.
Jak się okazało kobieta pracowała na co dzień w Holandii. Przyjechała na pogrzeb brata. Rano wyszła z mieszkania w Strzegomiu i miała wsiąść do busa, którym miała jechać z powrotem za granicę. Wychodząc z domu, miała ze sobą bagaże. Śledczy zabezpieczyli monitoring miejski. Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był wstrząs poparzeniowy. Kobieta miała oparzenia trzeciego i czwartego stopnia na ponad 50 proc. powierzchni ciała. Biegły nie znalazł innych obrażeń. Do makabrycznych zdarzeń doszło w okolicach Góry Krzyżowej, leżącej tuż przy wspomnianej trasie. To miejsce także licznie uczęszczane przez spacerowiczów.
– Zabezpieczyliśmy materiał i został on przesłany do biegłych – mówi prokurator Zawada i dodaje. – Teraz czekamy na wyniki badań. Udało się zabezpieczyć także linie papilarne i mikroślady.
Co feralnego dnia wydarzyło się w życiu poszkodowanej nie wiadomo. Wszystko wskazuje jednak na to, że w tym wypadku doszło do zbrodni. I taką wersję śledczy wskazują jako pewnik.
Justyna Bereśniewicz