Typowa gangsterka skończyła się dla Predatora wyrokiem długoletniego więzienia, a zarobek miał z tego wątpliwy. O wiele bardziej opłacało się przestępstwo w białych rękawiczkach, czyli wyłudzanie podatku VAT od handlu paliwem. Za jedną cysternę oleju napędowego sprowadzonego z Łotwy dostawał 2500 złotych.

Taka „karuzela podatkowa” obracała się do czasu, gdy na jej ślad trafiła najpierw kontrola skarbowa, a za nią funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego Policji. Predator i spółka zasiadają już w sądzie na ławie oskarżonych.

Predator, to ksywka Grzegorza M. z Olsztyna, obecnie 42-latka, którego gangsterskie dzieje już przedstawialiśmy na łamach Reportera. Był uważany za prawą rękę niejakiego Orzełka, szefa jednej z grup przestępczych działających na początku wieku w Olsztynie.

Wtedy przez miasto i region przeszła prawdziwa fala porwań dla okupu, trwała wojna gangów i krew lała się strumieniami. Gdy policja zatrzymała większość gangsterów, Predator ukrywał się za granicą, ale po rozesłaniu międzynarodowego listu gończego schwytano go w Czechach. Sąd skazał go na łączną karę 14 lat więzienia za handel narkotykami i podżeganie do zabójstwa bossa konkurencyjnego gangu. Chociaż ani jemu, ani Orzełkowi nie postawiono zarzutu uprowadzania ludzi, to sąd udowodnił im udział w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym.

Gangsterzy na wolności

Po skazaniu gangsterów mieszkańcy Olsztyna odetchnęli z ulgą, lecz czas szybko leci i zanim się obejrzeli, obaj przestępcy wyszli na wolność. Orzełek w grudniu 2011, a Predator w lutym 2012 roku został warunkowo zwolniony z odbywania reszty kary. Podejmując taką decyzję, sąd w Elblągu wziął pod uwagę liczne wyróżnienia, jakie Grzegorz M. otrzymał w kryminale. Była ich blisko setka, w większości od więziennego kapelana. Predatora można więc uznać za wzór skutecznej resocjalizacji.

Ale były to tylko złudzenia, bo z dalszego toku wydarzeń wynika, że Predator zakpił sobie z wymiaru sprawiedliwości i całego systemu penitencjarnego.

Nie minęły dwa lata i znów zrobiło się o nim głośno. 8 kwietnia 2014 roku funkcjonariusze CBŚP, po spektakularnej akcji, zatrzymali go na ulicach Olsztyna po zarzutem prania brudnych pieniędzy i oszustw podatkowych.

W sieci zastawione przez śledczych wpadło wtedy w sumie 7 osób podejrzanych o działanie w zorganizowanej grupie przestępczej. Ich działalność przestępcza polegała na fałszowaniu dokumentacji związanej z obrotem paliwami płynnymi. W ciągu roku sprowadzili z zagranicy 1100 cystern z paliwem, które odsprzedano innym odbiorcom po cenach niższych od rynkowych. Bez odprowadzania podatku, czym narażono Skarb Państwa na ponad 30 mln zł. I te pochodzące z nielegalnego źródła pieniądze wprowadzano potem do obrotu finansowego.

Podejrzanym o kierowanie grupą był właśnie Predator. Takie informacje ukazały się w oświadczeniu Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.

 Prawnik w  gangu
Szczegóły tego procederu, nazwanego potocznie „karuzelą podatkową”, można poznać w akcie oskarżenia obejmującym w sumie 15 osób. Nie byli to kumple Predatora z więziennej celi, ale praktycznie cały przekrój społeczny, w tym inżynier, ergonom, informatyk, rolnik ze średnim wykształceniem, mechanik samochodowy oraz student występujący w roli ochroniarza fikcyjnego prezesa spółki. W tej grupie znalazł się nawet prawnik z kancelarii adwokackiej, były prokurator z Poznania, który pośredniczył w kontaktach handlowych z Łotyszami, w tym z łotewskim generałem organizującym paliwowy przekręt. Wśród oskarżonych jest także młoda Ukrainka, która podczas pobytu w Polsce ukończyła prawo i wyszła za starszego o blisko 20 lat Karola J. – pierwszego szefa zorganizowanej grupy przestępczej, wielokrotnie karanego za oszustwa finansowe. Gdy ten, w czerwcu 2013 roku, został aresztowany w innej sprawie – choć też o wyłudzenie podatku VAT – wówczas jego miejsce zajął Predator.
Odnajdywali się w różny sposób, nawet przed hipermarketem Real w Olsztynie, jakby wyczuwając się na odległość. W roli głównej występowali ci, którzy kręcili karuzelą, a reszta wykonywała polecenia albo występowała jako „słupy”, choćby Dominik J. z Myszyńca, który „zakupił” dla oszustów spółkę Petral Duo. Inny z oskarżonych miał tylko dobrze się ubierać oraz chodzić na spotkania w urzędach i w bankach razem z fikcyjnym prezesem spółki.
Pół miliona dziennie
Według ustaleń śledczych, koncepcja karuzeli podatkowej wyszła od Łotyszów, których wspomniany Karol J. poznał na początku 2012 roku i zaczął z nimi współpracę poprzez kilka polskich spółek. Gdy jedna musiała kończyć działalność – bo palił jej się grunt pod nogami – tworzono następną, a właściwie kupowano gotową, posiadającą koncesję na obrót paliwem. Spółka ta sprowadzała z Łotwy olej napędowy w cysternach, które wjeżdżały na teren składu podatkowego w Suwałkach, aby opłacić akcyzę i podatek paliwowy do Urzędu Skarbowego (w sumie około 42 tys. zł od cysterny). Odbiorcy paliwa byli już wskazani przez Łotyszów, i zadanie polskiej spółki pośredniczącej polegało jedynie na dostarczeniu towaru pod wskazany adres. I na zgłoszeniu nieprawdziwej deklaracji o zapłacie podatku VAT, czyli od towaru i usług. Oszuści dostawali po 72 tys. zł zwrotu VAT od cysterny, a takich cystern przychodziło 6–8 na dobę. Średnio wychodzi więc pół miliona dziennie!
Najpierw interesem w Polsce kierował Karol J. a potem Predator, który decydował również o zarobkach fikcyjnych prezesów, wskazywał, komu i ile trzeba zapłacić, przeważnie w zależności od obrotu danej spółki. Główne dochody wpłacano na konto w banku w gotówce, co – ze względu na wysokie kwoty – wzbudzało zrozumiałe zainteresowanie bankowych urzędników. Na przykład Generalny Inspektor Informacji Finansowej w pewnym momencie zwrócił uwagę, że na rachunek spółki Petral Duo w jednym banku wpłacono 999 500 złotych w gotówce, co wskazywało na to, że może pochodzić z nielegalnego źródła. Z kolei dyrektor innego banku zaczął dopytywać prezesa spółki, dlaczego nie ma ona strony internetowej, a składki ZUS na pracowników nie są płacone z bankowego konta? Potem przyszło wezwanie z Urzędu Skarbowego do kontroli deklaracji VAT za wrzesień 2013 roku.
Trzy miesiące później pętla już tak się zacisnęła na szyi oszustów, że zlikwidowali spółkę, zniszczyli dokumentację i dyski z komputera, a fikcyjnemu prezesowi kazali wyjechać za granicę, co też uczynił. Ale CBŚP miało już nagrania z podsłuchów rozmów telefonicznych i zatrzymanie fałszerzy stało się kwestią czasu.
Z kobietami w tle
Straty Skarbu Państwa, czyli nasze sięgają 40 mln zł, jak ostatecznie wyliczono, a grupa wprowadzała w błąd pracowników urzędów skarbowych w Poznaniu, Legnicy, Tychach, Brzegu i Warszawie. Część oskarżonych przyznała się do winy, ale Predator odmówił składania wyjaśnień (sprawę Łotyszów wyłączono do osobnego postępowania).
Proces przed Sądem Okręgowych w Olsztynie rozpoczął się już w grudniu zeszłego roku. Ale już na starcie Grzegorz M. złożył wniosek o wyłączenie sędziego (notabene prezesa SO), bo dopatrzył się, że jego córka występuje jako obrończyni innego oskarżonego tej grupy. Istotnie, jako aplikantka asystowała jednemu z adwokatów i dlatego inny skład sędziowski zadecydował, że proces poprowadzi drugi sędzia. Musiał on jednak poznać ponad 130 tomów akt i dlatego rozprawę wznowiono w końcu lutego tego roku. Zapowiada się długi proces.
Tu dygresja: po zatrzymaniu Predatora w kwietniu 2014 roku po Olsztynie i całym kraju rozeszły się wieści o jego prywatnym związku z pewną kandydatką Twojego Ruchu Europa Plus do Parlamentu Europejskiego. O czym pisaliśmy w Reporterze.
Okazało się wówczas, że oprócz Grzegorza M. policjanci zatrzymali należące do niego auto, którym jeździła owa kandydatka. W samochodzie był telefon komórkowy, zabezpieczony do sprawdzenia wykonanych z niego połączeń. Wkrótce kandydatka wydała oświadczenie, twierdząc, że samochód należał do łotewskiej firmy, a ona w żaden sposób nie jest związana ze sprawą toczącą się przeciw Predatorowi. Łączą ją z nim jedynie relacje czysto prywatne – po prostu jest on ojcem jej dziecka. Natomiast ona, jako dobra matka, nie ograniczała dziecku kontaktu z naturalnym ojcem. Wtedy Maja Antosik nie zdobyła mandatu europosłanki i nie wyjechała do Brukseli. Za to jesienią 2014 roku dostała się do rady Miasta Olsztyna. Jako jedyna z listy PSL. W akcie oskarżenia jej nazwisko się nie pojawia.
Marek Książek

Fot. Marek Książek

 

Zobacz również: