Z wizjonerem Markiem Szwedowskim rozmawia Janusz Szostak

Okoliczności, w jakich odkrył pan swój dar były dość dramatyczne. Był pan dzieckiem, dla którego musiało to być silnym przeżyciem.
O tak, w wieku czternastu lat przeżyłem śmierć kliniczną, chorowałem na ropne zapalenie opon mózgowych. Wtedy po raz pierwszy spotkałem się z nieznanym, to znaczy podczas robienia punkcji po prostu wyszedłem z ciała. Dzisiaj tak to określam. Znalazłem się pod sufitem i widziałem biegających dookoła siebie lekarzy oraz pielęgniarki, którzy krzyczeli: „On nam odchodzi!”. Następnie, jakby sufit się rozsunął i wchłonął mnie. Bardzo szybko zostałem wessany przez jakąś tubę i znalazłem się na łące, pięknej łące. Do dzisiaj nie jestem w stanie jej opisać. Kiedy na tej łące byłem, taka była cisza, spokój i nagle zobaczyłem, że idzie do mnie jakiś mnich. Był w takim długim jak sutanna ubraniu, podszedł do mnie, spojrzał i powiedział: „No nie, znowu na dole błąd popełnili, nie tym razem”, i tak jakbym dostał uderzenie w czoło, i usłyszałem: „ty masz tam wiele jeszcze do zrobienia”. Znowu wróciłem, poczułem się ciężki na łóżku i usłyszałem: „panie doktorze wrócił nam”. To przeżycie naprawdę zmieniło bardzo wiele w moim życiu, to fakt. Byłem zaskoczony, poruszony, wtedy tak się o tym nie rozmawiało. Dopiero po tym, jak przeczytałem książkę „Życie po życiu” Raymonda Moody, dowiedziałem się, że wtedy opuściłem ciało, aby wrócić.

Na tym jednak się nie skończyło. Wkrótce intensywność tych niecodziennych zdolności nasilała się. Jak Pan na nie reagował?
Muszę powiedzieć, że kiedy kończyłem technikum fotograficzne, podczas wywoływania zdjęć w ciemni poczułem, że zdjęcia do mnie mówią – to znaczy duchy. Pamiętam sytuację, gdy wywoływałem jakieś zdjęcie z pogrzebu. W trumnie leżał młody człowiek, a dookoła była cała jego rodzina, i nagle usłyszałem głos wewnętrzny: „Widzisz tego trzeciego od lewej? Tego młodego blondyna? On mnie załatwił, i teraz wyjeżdża do Kanady”. Rzuciłem to zdjęcie, byłem bardzo poruszony, wybiegłem z tego laboratorium i zaczerpnąłem świeżego powietrza. Zacząłem zadawać sobie pytania: co się dzieje? O co chodzi? Tak by się to pewnie skończyło, ale następnego dnia przyszła starsza pani odebrać te zdjęcia. Ja pokazywałem jej, czy dobrze wyszły, czy są to te, a ona oglądając zdjęcia, powiedziała: „Widzi pan tego blondyna po lewej? On wyjeżdża do Kanady”. Nerwowo jej wtedy odpowiedziałem, żeby wzięła zdjęcia i już sobie poszła. To było dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Wiele podobnych sytuacji często się zdarzało. Byłem zdziwiony, wydawało mi się, że wszyscy mają tak jak ja. Po czasie okazało się, że jednak ja jestem taki „szczególny”. Jak się oswoiłem z tą nową cechą, zacząłem wtedy rozwijać swoje nabyte zdolności.

Główną domeną Pana działalności jest transkomunikacja. Kontaktuje się Pan ze zmarłymi. W jakim celu Pan to robi?
Po latach poszukiwań zaginionych ludzi, którzy gdzieś zginęli, przepadli w wirach tego świata. Po tym, jak na co dzień przebywałem ze śmiercią i patrzyłem na ludzkie tragedie. Zastanawiałem się, co jest dalej? Czy oni rzeczywiście gdzieś tam są? Czy jest możliwość nawiązania z nimi kontaktu? Te pytania skłoniły mnie do studiowania literatury na ten temat. Przeczytałem wtedy wspaniałą książkę księdza Francoisa Brune „Umarli mówią do nas” oraz wiele innych ciekawych artykułów, które pozwoliły mi poszerzyć wiedzę w tym temacie. Dowiedziałem się wówczas o transkomunikacji, czyli EVP (Electronic Voice Phenomena). Dzięki tej metodzie można zmarłych nagrywać na magnetofon poprzez radio i inne urządzenia. Bardzo tym się zafascynowałem, a po czasie okazało się, że to ma jakiś sens, że ja słyszę głosy. Ten cel dopiero potem poznałem. Stwierdziłem, że po stracie najbliższych – zwłaszcza dzieci – ludzie są otumanieni, nie wiedzą, co się stało; nie wiedzą, co teraz mają zrobić. Zauważyłem, że tym ludziom nikt nie pomaga skutecznie. Lekarz mówi: „Jakoś pani będzie z tym żyła”, i przepisuje garść lekarstw. Okazało się, że te kontakty ze zmarłymi dziećmi, których mam już mnóstwo, pomogły ludziom i ich rodzinom jakoś żyć, w miarę normalnie funkcjonować. Wielu ludzi zmieniło podejście do życia, uspokoiło się. Dlatego też powstała idea stworzenia takiego centrum, czy ośrodka transkomunikacyjnego, nazwałem go Polski Ośrodek Transkomunkacji (POT). Celem jest pomoc rodzicom po stracie dzieci poprzez transkomunikację. Oczywiście wykonuję to u siebie w domu, ale chcę robić to na szerszą skalę. Chcę udostępnić takie możliwości kontaktu ze zmarłymi dla wszystkich.

Kontakty ze światem zmarłych, uchodzą za niezbyt bezpieczne. Mówi się, że żywi nie powinni wkraczać do ich świata a oni do naszego. Pan przekracza tę barierę wielokrotnie. Czy nie jest to zbyt obciążające? Czy zmarli potem nie nękają Pana?
We wszystkim należy zachować umiar i tzw. BHP. Zawsze powtarzam, że jeśli się bać, to tylko żywych a nie umarłych. Żywi są nieobliczalni a umarli, z którymi przyszło mi się spotkać, są wdzięczni, że mogą nawiązać kontakt. Dzieci bardzo cierpią po stracie swoich rodziców. Ale jeszcze bardziej cierpią, że rodzice nie mają z nimi kontaktu i widzą ich, jak przeżywają ból. Ten kontakt jest niesamowitą terapią dla obydwu stron. Oczywiście przekraczam barierę ich świata. Mówi się, że nie powinno się wkraczać w świat zmarłych… Oczywiście, jeśli to traktujemy jako zabawę, to zdecydowanie nie powinniśmy tego czynić! Nie popieram seansów spirytystycznych, talerzyków i innych tym podobnych głupot. Bo to bez sensu. Natomiast w celu pomocy, zrobienia czegoś dobrego i pokazania, że ten świat dalej istnieje, i coś na nas tam czeka po śmierci, to jest bardzo ważne w procesie tzw. stawania na nogi po stracie najbliższej osoby. Niekoniecznie dzieci, ale osób dorosłych również. Oczywiście jest to obciążające. Po każdym takim przekazie jestem zmęczony. Jest to duży dla mnie wysiłek energetyczny. Jednak radość ludzi, radość tej mamy, która pisze: „Jest pan niesamowity, dopiero teraz zaczęłam na nowo żyć”, jest niczym w porównaniu z moim zmęczeniem. Zmarli mnie nie nękają. Duchy czasami do mnie mówią: „Dziękuję, fajnie, że to zrobiłeś, cieszę się, że moja mama jest spokojna”.

Czy można wierzyć w przekazy duchów, czy niektóre z nich po prostu nie kłamią? Czy jedne duchy nie „podszywają” się np. pod inne?
Oczywiście są różne możliwości. Weryfikacja następuje wtedy, kiedy podczas wysłuchania nagrania z kontaktu ze zmarłym, padają takie szczegóły, których ja nie mogłem znać a tym bardziej inny duch. Przykładowo rodzice mi mówią: „No, tak właśnie tak mówił nasz Piotruś…” albo „To są słowa mojej Majki”. Ktoś mi mówi: „Mam tam psa Kajtka” i okazuje się, że dwa miesiące przed śmiercią, zmarł piesek, który wabił się Kajtek. Albo mówi mi, że ma tam piłkę, na której są nazwiska piłkarzy, a rodzice potwierdzają mi, że ich syn przed śmiercią taką piłkę dostał. Dla mnie takie przekazy są pewne i wiarygodne, które potwierdzają mi, że to jest ich dziecko. Trudno jest mi zinterpretować, co podczas transkomunikacji znaczy np. piłka, skakanka, woda, łóżko, konie itd. Kiedy rodzice to słyszą i wiedzą, o co chodzi, to dla mnie takie informacje uwiarygadniają kontakt ze zmarłym. Oczywiście istnieje możliwość, że mogą podszywać się w kontakcie inne duchy, ale generalnie u mnie jest to niemożliwe. Wiem, jak sobie z tym poradzić. Nie zawsze kontakt z duchami jest taki prosty i szybki. Czasem trzeba poczekać nawet kilka miesięcy na pełny przekaz. To nie jest tak, jak z połączeniem telefonicznym, że zadzwonię do kogoś: „Halo? Mieciu odezwij się, bo Hania chciała z tobą porozmawiać”, i od razu będziemy mieli odpowiedź. Bywa, że kontakt ze zmarłymi jest procesem czekania. Zawsze słowa z tamtej strony są autentyczne, gdy rodzice mi potwierdzają, że przekazane informacje mają sens, i czują, że mówi to ich dziecko.

Jaki z kontakt ze zmarłym utkwił Panu najbardziej w pamięci?
Nie mogę powiedzieć, który kontakt ze zmarłymi utkwił mi w pamięci. Wszystkie przekazy są dla mnie silne i emocjonujące, zapadają głęboko w mojej pamięci. Wszystkie kontakty z dziećmi są przejmujące i najbardziej zapadają w mojej pamięci. Gdy małe dzieci opowiadają, jak dorastają, jak tęsknią za mamą, jak spotkały ciocię, babcię, jak mają swojego ukochanego pieska.

Spośród wielu zmarłych, z którymi Pan się kontaktował, był też Ryszard Kukliński. Czemu akurat wybrał Pan ducha pułkownika? Czy może Pan zdradzić, co Panu przekazał?
Skontaktowałem się z duchem pułkownika Kuklińskiego, ponieważ podświadomie czułem, że jest to legenda, ważna postać w historii naszego kraju. W dzisiejszych czasach nikogo się nie szanuje, opluwa się każdego i każdy po prostu jest mądrzejszy od drugiego. Chciałem się przekonać, jaka jest prawda na temat Jacka Stronga. Szukałem odpowiedzi, czy dusza Ryszarda Kuklińskiego po tamtej stronie ma lepszy szacunek niż za życia. Okazało się, że zrobił wszystko, co powinien zrobić. Przekazał mi, że jest mu dobrze, i że jest spełniony. W zaświatach nie jest ważny kraj, pochodzenie, ale ważny jest honor. Pułkownik Kukliński tego honoru nie splamił. Powiedział, że zrobił to dla Polski, dla ratowania świata. Zaś ci, którzy, go oceniają, niech sami się ocenią. Ktoś, kto nie przeżyje tego co on, nie może o nim nic mówić. Zrobił co uważał, że powinien uczynić, i zrobiłby to ponownie. Myślę, że ludzie wybitni, którzy zostali przez nas opluci za życia, zasługują na to, żeby coś powiedzieli chociażby przeze mnie. Nie mówię tutaj o złych ludziach, zbrodniarzach, mordercach itp.

Podobno zaangażował się Pan w poszukiwania mogił Żołnierzy Wyklętych?
Tak, od kilku miesięcy prowadzę poszukiwania Żołnierzy Wyklętych oraz Jana Przewoźnika ps. Ryś – zastępcy dowódcy oddziału „Bartka”. IPN poszukuje od wielu lat miejsc, gdzie żołnierze zostali zamordowani i pochowani przez UB i NKWD. Zostałem do sprawy poproszony jako jasnowidz, ale przez znajomego. Działam na własną rękę, ponieważ IPN nie akceptuje takich metod poszukiwawczych. Niestety jest jeszcze wielu ludzi, którzy nie chcą, bym tą sprawą się zajął, czują jeszcze cień ubecji. Byłem już kilkakrotnie na Opolszczyźnie dzięki wsparciu życzliwych osób, którym zależy na wyjaśnieniu tej okrutnej zbrodni UB i NKWD na Żołnierzach Wyklętych. Poprzez transkomunikację skontaktowałem się z Jankiem Przewoźnikiem, i dzięki jego przekazowi mam cały obraz września 1946 roku, kiedy to transporty naszych żołnierzy zostały zlikwidowane w sposób bardzo brutalny przez bandytów z UB. Uważam, że naszych bohaterów znajdę i wyjaśnię tę zbrodnię. Należy im się cześć i chwała!

Oprócz kontaktów ze zmarłymi, oczyszcza Pan nawiedzone domy. Czy to znaczy, że duchy się Pana boją?
Nie wiem, czy jestem do straszenia duchów? To nie w tej kategorii. Po prostu odprowadzam zagubione dusze tam, gdzie jest ich miejsce. Wiele duchów nie zdaje sobie sprawy, że umarli i nie powinni być w miejscu, w którym obecnie przebywają. Co zatrzymuje dusze na tym świecie? Materializm, z którym bardzo się zjednoczyły. Powinniśmy tak żyć, żeby nas nic tu na tej ziemi nie trzymało. Abyśmy szli dalej, do przodu. Oczyszczam domy z ludzi, którzy tam nadal są i nadal sobie uzurpują, że to jest ich. To powoduje, że są nieprzyjemnymi a czasem niebezpiecznymi lokatorami. Oczyszczanie polega na rozmowie, przekonywaniu i powiedzeniu: „Idź dalej człowieku”, i zwykle to pomaga w odprowadzeniu duszy na tamtą stronę. Właśnie teraz pracuję nad książką pod tytułem „Co powinieneś wiedzieć, zanim odejdziesz”. Będzie to poniekąd przewodnik, jak żyć, i jak odnaleźć się po śmierci w zaświatach.

Na jakiej zasadzie działa sprzęt, którym nagrywa Pan głosy zmarłych i filmiki z nimi? Czy jest możliwe nagranie ich na przykład telefonem?
Należy posiadać radio, ustawić skalę między szumami oraz wołać zmarłego po imieniu i nazwisku, i to wszystko trzeba nagrywać na magnetofon czy komputer. Następnie odsłuchuje się tego szybciej, wolniej i słychać szepty np. „Kocham cię, jestem, słyszę” itp. To tak w ogromnym skrócie. Tak, istnieje możliwość nagrania głosów z zaświatów telefonem czy dyktafonem. Transkomunikacja instrumentalna, to jest cały proces – zwykle długotrwały – aby uzyskać kilka słów a czasami kilka zdań. Jak to wygląda i cały opis techniczny można zobaczyć na moim kanale na You Tube.

Jest pan także jasnowidzem, przepowiada Pan ludzkie losy. Na Pana stronie czytamy: „Spoglądając na człowieka widzę jego aurę. To, kim jest i co go czeka. Jestem w stanie przewidzieć, kim może być, a nie kim będzie”. To jednak nie wszystkie Pana zdolności. Prowadzi Pan też doradztwo biznesowe. Mnie jednak najbardziej interesuje odnajdywanie osób zaginionych i wyjaśnianie popełnionych przestępstw, czy tym również Pan się zajmuje?
Poprzez moją specyficzną „przypadłość” pomagam ludziom w poszukiwaniach osób, które zaginęły. Zwykle ja jestem tą ostatnią osobą, która może coś wnieść do wyjaśnienia sprawy.Wyczuwam, czy zaginiona osoba żyje, czy nie żyje. W przypadku śmierci transkomunikacja pomaga mi dowiedzieć się, co się stało, gdzie jest ciało, kto się do tego przyczynił itp. Oczywiście to nie jest możliwe w każdym przypadku. Czasami potrzeba dużo czasu, aby uzyskać jakieś informacje z zaświatów. Wszystko zależy od woli osoby zmarłej, czy chce po prostu wyjaśnić i pomóc tej sprawie, czy też nie.

Kto najczęściej korzysta z Pana pomocy? Czy tylko żywi, czy też zmarli?
Żywi korzystają z powodu zmarłych. Różni ludzie korzystają z mojego daru. Zwykle są to osoby, które chcą kontaktu ze zmarłymi, aby uzyskać odpowiedzi na nurtujące ich pytania.

Jakie musi Pan mieć dane, aby doznać wizji? Czy to muszą być zdjęcia, ubrania, data urodzenia itp.? Czy można mieć wizję na odległość? Czy też musi Pan znaleźć się w miejscu ważnym dla danej sprawy, czy osoby?
W przypadku osoby zaginionej potrzebuję jej zdjęcie, imię i nazwisko oraz wiek. Wskazany jest także opis miejsca, gdzie ostatnio ta osoba była widziana oraz dokładny adres jej zamieszkania. A także dokładna data zaginięcia. Natomiast jeśli osoba nie żyje, to wówczas potrzebuję jej zdjęcie, imię i nazwisko oraz dokładną datę śmierci. Na podstawie tych danych mogę przekazać wizję na odległość. Przeważnie nagrywam wizję w oparciu o zadane pytania, i przesyłam ją zainteresowanym pocztą elektroniczną. Również może to być wizja telefoniczna lub wizja na skypie. W przypadku przestępstw, zaginięć, wypadków nie muszę być na miejscu. Łatwiej jest mi na odległość analizować cały przebieg wydarzenia, którym się zajmuję.

Czy często Pana wizje potwierdzają się? Czy udaje się odnaleźć zaginionych, wyjaśnić przestępstwo?
Cóż, gdyby to wszystko tak działało i sprawy się za każdym razem wyjaśniały, to dzięki moim wizjom byłbym Markiem Wszechmogącym. To nie jest tak, że każda moja wizja wszystko wyjaśnia. Mnóstwo jest czynników, które mogą skomplikować mój obraz przekazywanej wizji. Ludzie często nie podają mi prawdziwych faktów czy opisów osób, których szukam. Czasami nie akceptują prawdy, którą ja widzę, i to mnie wprowadza w błąd. Na szczęście nie jest dużo takich przykładów. Spraw wyjaśnionych mam mnóstwo, ale nie o wszystkich mogę powiedzieć. Przedstawię może taką ciekawą, wyjaśnioną sprawę. Pewnego dnia małżonek, który prowadził firmę, pojechał na stację paliw zatankować swojego eleganckiego mercedesa. Zatankował, zapłacił i zniknął, nie odjeżdżając samochodem. Mężczyzny nikt nie widział, aby wychodził ze stacji, po prostu się ulotnił. Policja analizowała monitoring, który wyjaśnił, jak wydostał się ten facet. Dopiero po moich wizjach sprawa okazała się trywialna. Mężczyzna zaplanował swoje zniknięcie. Przez okienko w WC wydostał się na zewnątrz, gdzie czekała już na niego kochanka w swoim samochodzie. Dopiero po 3 miesiącach udało się tego faceta znaleźć, przebywał w Wiedniu.

Zajmował się Pan też głośnymi sprawami Iwony Wieczorek, Jakuba Kazały, Moniki Kobyłki czy też zaginionego, 10-latka Mateusza Żukowskiego. Ponoć w tej ostatniej sprawie może wkrótce nastąpić przełom?
Tak, w tych wszystkich sprawach przekazywałem swoją wizję. Te wszystkie sprawy są bardzo skomplikowane, mroczne i trudne do wyjaśnienia. Co do sprawy zaginięcia Mateusza Żukowskiego, tutaj może nastąpić przełom i mam nadzieję, że niedługo to nastąpi. Nikt oprócz ojca dziecka i jego rodziny nie chce wyjaśnić tej sprawy. Zostało tutaj poczynionych mnóstwo błędów przez organa ścigania. Według mnie, niestety Mateusz nie żyje, został zamordowany i zakopany. Mam nadzieję, że w ciągu najbliższych miesięcy będę mógł otwarcie mówić o tej sprawie, kiedy znajdziemy szczątki Mateusza.

Czy policja korzysta z Pana zdolności i doświadczenia?
Otóż nie, nie korzysta. Oficjalnie organa ścigania uważają, że robię więcej szkody niż pożytku. Sam się dziwię. Wielu policjantów mi powiedziało, że wizja to jest jedno a rzeczywistość to drugie. Kiedyś miałem przyjemność pracować z policjantami z Poznania i muszę przyznać im „5” za efektywność i profesjonalizm. Doprowadziliśmy wspólnie sprawę do końca. Niestety są to wyjątki. Zwykle jest to element ludzki w policji, tak, jak i w każdej innej branży. Jednak w polskiej policji jest ogólnie przyjęta oficjalna niechęć do łamania tzw. procedur. To jest niespotykane w innych krajach. Cel jest jeden – wyjaśnić sprawę, a jakimi metodami to nie powinno być aż tak ważne. Pracowałem w Japonii z tamtejszymi policjantami, była z nimi niesamowita współpraca. Takie traktowanie jasnowidza, jak jest w Polsce, tam jest niemożliwe.

Zobacz również: