Feministyczne dylematy

 Wygląda na to, że opozycji wyczerpało się paliwo i nie za bardzo wie, jak sobie poradzić z rosnącym poparciem społeczeństwa dla PiS. Być może dlatego do ataku na rząd postanowiła wykorzystać wypadek z udziałem premier Beaty Szydło.
 Problem w tym, że sposób w jaki to przeprowadzono, nie mieści się w i tak już mizernej kulturze politycznej. Z taką ilością chamstwa, aby nie powiedzieć zbydlęcenia jeszcze się nie spotkaliśmy. Rozumiem, że opozycja – która straciła władzę – może nie lubić rządu, który jej ową władzę, a dokładnie koryto odebrał. Ale, aby naigrywać się z wypadku, w którym brała udział premier Polski, to już nie tylko przesada, ale totalne dno.
Muszę jednak zaznaczyć, że nie cała opozycja pokazała swoje prawdziwe oblicze. Inaczej zachował się były premier Leszek Miller, którego trudno posądzić o sympatię do pani premier, a tym bardziej partii, której jest reprezentantem. Miller, który sam uczestniczył w wypadku – gdy rozbił się śmigłowiec, którym leciał – nie zaatakował Beaty Szydło, ale życzył jej szybkiego powrotu do zdrowia. Po przeciwnej stronie stanął Borys Budka, były minister sprawiedliwości. Ten nie tylko szydził z samego wypadku. Na zwołanej konferencji w miejscu katastrofy zapowiedział, że on i jego partia zapewni pomoc prawną wszystkim, którzy będą mieli do czynienia z wymiarem sprawiedliwości pod rządami PiS. Inaczej mówiąc, stwierdził, że mogą się zgłaszać do niego także bandyci i przestępcy, którzy zbudowali swoje majątki na przestępstwach i będą ścigani przez prawo. Dla ścisłości przypomnę, że Budka to nie szeregowy poseł PO, ale były minister sprawiedliwości. Czyli jeden z najważniejszych ministrów każdego rządu. Czy ta deklaracja Budki wynika tylko z faktu, że jest w opozycji przeciwko rządowi PiS? Śmiem w to wątpić.
Podobnie, jak w dobre maniery jego partyjnego kolegi Radosława Sikorskiego, byłego ministra spraw zagranicznych i marszałka Sejmu. Temu nie spodobała się Marzena Paczuska, szefowa Wiadomości TVP.  Fakt można kogoś nie lubić, ale są pewne granice. A o tych Sikorski zapomniał, nazywając Paczuską „tępą propagandystką”, pytając jednocześnie, „czy należy się jej szacunek tylko dlatego, że ma piersi?”. Ciekawi mnie, czy w obronie szefowej Wiadomości staną feministki oraz koleżanki partyjne byłego marszałka, które na każdym kroku podkreślają swoją troskę o kobiety i zwalczają wszelkie przejawy męskiego szowinizmu. Być może Sikorski żadnej nagany nie otrzyma, bo panie dojdą do wniosku, że skoro Paczuska sympatyzuje z PiS, to dla nich nie jest kobietą.
Jerzy Szostak

Zobacz również: