Wojciech Wybranowski zauważył dziś, że 46 lat temu w Szwajcarii przyznano prawa wyborcze kobietom (najpóźniej w Europie – przyp. mój). Zaznaczył jednocześnie – jak sądzę trochę z przymrużeniem oka, a trochę nie – iż patrząc już ogólnie, nic dobrego z udziału kobiet w polityce nie wynika.
Ja się generalnie z opinią redaktora nie zgadzam, zastanowiłem się jednak, co współcześnie może skłaniać do wygłaszania podobnych sądów. Pomijam tu przypadki pań posłanek partii .Nowoczesna gdyż są to ludzkie efemerydy i za chwilę nikt już o nich nie będzie pamiętał. Ale idźmy dalej. Czyż nie jest przypadkiem tak, że Platforma Obywatelska zmierza na dno zatapiana właśnie przez kobiety? Konkretnie Ewę Kopacz i Hannę Gronkiewicz-Waltz. Pierwsza jako premier i szefowa partii przegrała z kretesem wybory parlamentarne, za kadencji drugiej- jako prezydent stolicy – wybuchła afera reprywatyzacyjna. A przecież takie obie doświadczone, takie przy Tusku, takie wierne jak Penelopa, takie wściekle waleczne, by nie powiedzieć jędzowato zajadłe. I co? Ano dno…
Jak tak sobie teraz o nich myślę, to przypomina mi się taki stary szmonces:
Leży Mosze na łożu śmierci i mówi do żony:
– Pamiętasz Salcie, jak żeśmy się poznali i pobrali, to zaraz potem Niemiec przyszedł i nas w gettcie zamknęli? I ty wtedy byłaś przy mnie…
– Byłam, Mosze.
– A znowu po wojnie to komuniści nastali i odebrali nam cały majątek. I ty też, Salcie byłaś wtedy przy mnie. Pamiętasz?
– Pamiętam, Mosze.
A w sześćdziesiątym ósmym, w marcu, to musieliśmy z kraju wyjeżdżać. Pamiętasz? Byłaś wtedy przy mnie…
– Jak mogę nie pamiętać? Pamiętam.
– I teraz, jak ja tu umieram, to ty znów jesteś przy mnie…
– Jestem, Mosze.
– Bo tak sobie, Salcie, myślę… Czy ty mi, cholera, czasem pecha nie przynosisz…
RR

Zobacz również: