Wygląda na to, że cyrk pod tytułem „Totalna opozycja” wcale nie zakończył przedstawienia. Co prawda skończyła się okupacja sejmu, ale jej przedstawiciele robią wszystko, aby naród o nich nie zapomniał.
Dlatego wymyślają coraz nowe błazeństwa. Przoduje w tym poseł Michał Szczerba, od którego cała zawierucha w Sejmie się zaczęła. W ubiegłym tygodniu oznajmił: „Zaskarżę decyzję Marszałka do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu za bezprawne wykluczenie z obrad”. Nie wiem, czy poseł Szczerba robi sobie jaja, czy jest tak tępy, że nie może pojąć, iż ETPC nijak się ma do decyzji marszałka Kuchcińskiego. Musiałby uznać, że regulamin Sejmu jest niezgodny z prawem. Tymczasem do tego nie ma prawa, ponieważ owo stwierdzenie jest zastrzeżone dla Sejmu jako akt wewnętrzny tej instytucji. Zresztą nie wiadomo, za naruszenie jakiego artykułu Szczerba chce skarżyć marszałka. Chyba nie z artykułu o zakazie niewolnictwa i pracy przymusowej lub, co gorsza, za stosowanie wobec niego tortur. Choć z drugiej strony jest to całkiem możliwe. Chociażby z tego powodu, że to przez marszałka Szczerba musiał siedzieć nocami w Sejmie, i do tego był torturowany wokalnymi popisami posłanki Muchy.
Palma w ubiegłym tygodniu odbiła nie tylko posłowi Platformy. Chwilę oderwania od rzeczywistości zaliczył także Adam Bodnar, Rzecznik Praw Obywatelskich. Ten stwierdził, że blokowanie 16 grudnia wyjazdu pani premier z Sejmu nie było złamaniem prawa przez demonstrujących. Według rzecznika, działacze KOD stosowali „radykalny środek politycznej ekspresji”. O podobnej ekspresji można także mówić w przypadku blokowania odwiedzin grobu brata przez Jarosława Kaczyńskiego. Każdy ma prawo do wyrażania swoich poglądów – w tym również Bodnar. Jednak, gdy zbydlęcenie myli się z prawem do wyrażania swoich poglądów, to już przesada. Kto jak kto, ale Rzecznik Praw Obywatelskich powinien zdawać sobie z tego sprawę. Ale nie tylko za sprawą Bodnara czy posła Szczerby zrobiło się w ubiegłym tygodniu strasznie i śmiesznie.
Do ich grona dołączył były prezydent, czyli Lech Wałęsa. Choć w jego przypadku nie jest to żaden wyczyn. Jednak tym razem wypowiedź Wałęsy warta jest odnotowania. Ten na jednej z konferencji przedstawił nową linię obrony przed zarzutami o jego współpracę z komunistycznymi służbami bezpieczeństwa. Otóż Wałęsa wypalił, że „Bolek” to nie on, tylko urządzenie, które go podsłuchiwało. Część obrońców byłego prezydenta obróciła to w żart, twierdząc, że Wałęsa zakpił ze swoich przeciwników. Ponieważ jako były pracownik Państwowego Ośrodka Maszynowego w Łochocinie miał na myśli kombajn ziemniaczany, o podobnie brzmiącej nazwie. Dodali przy tym, że trudno sobie wyobrazić, aby kombajn był tajnym współpracownikiem SB. To prawda, podobnie jak to, że były prezydent osiągnął już taki poziom abstrakcji, o którym my, zwykli śmiertelnicy możemy tylko pomarzyć.
Jerzy Szostak
 dymek: Rzepka

Zobacz również: