Czytając kolejne tomy akt sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek, nie mogę uwolnić się od przekonania, że  policja – szczególnie w początkowym etapie śledztwa – popełniła sporo błędów. Były też moim zdaniem celowe zaniechania. Wszystko to sprawia, że zagadka zniknięcia nastolatki z Gdańska pozostaje niewyjaśniona. Bo czy może być inaczej, gdy w tej historii  przecinają się ścieżki Iwony, jej znajomych, ludzi z półświatka i  przedstawicieli  organów ścigania?

Sprawa zaginięcia Iwony Wieczorek pojawia się na naszych łamach  regularnie, od pierwszego wydania Reportera. Od kilkunastu miesięcy prowadzimy w tej sprawie własne, dziennikarskie śledztwo. Jego efektami podzieliliśmy się w lipcu tego roku ze śledczymi z Gdańska. Jako jedyni dziennikarze zapoznaliśmy się z całością akt dostępnych w Prokuraturze Okręgowej w Gdańsku.

 W 2015 roku, w artykule „Pięć lat bez Iwony”, Marta Bilska omówiła udostępnioną nam wówczas część akt. Teraz przyszła kolej na akta z okresu od 8 lipca 2013 roku do 30 czerwca 2016 roku. Ze względu na obszerność materiału skupimy się wyłącznie na wybranych wątkach, o których dotychczas nie pisaliśmy. Do innych zapewne jeszcze wrócimy.

Ostatnia impreza Iwony

Zdarzenia, jakie miały miejsce w noc zaginięcia Iwony Wieczorek, śledczy odtworzyli na podstawie zeznań świadków popartych wykazem połączeń telefonicznych oraz zapisem z monitoringu. Opis ostatniej nocy Iwony przedstawialiśmy już w 2015 roku, dlatego teraz ograniczę się głównie do szczegółów, których wówczas nie podaliśmy, a które znajdują  się  w aktach sprawy.

16 lipca 2010 roku, o 22.30, po  Iwonę Wieczorek i Adrię S. przyjeżdżają Paweł P., Adrian S. i Marek O. Wszyscy jadą samochodem Pawła do Sopotu. O godzinie 22.59 znajdują się w Żabce na Alei Niepodległości, co potwierdził monitoring. Kupili tam około 2 litrów alkoholu (whisky oraz wódkę). Prosto ze sklepu pojechali na działkę babci Pawła. Mężczyzna zostawił  tam znajomych,  a sam pojechał odstawić samochód do babci (miał u niej nocować) i wziąć od niej klucze od działki. Wrócił  po 15 minutach. Potem wszyscy pili i to raczej ostro, gdyż o 23.48 Iwona wysłała sms do Katarzyny P. o treści: „Jestem pijana”.

Zapewne nadmiernie wypity alkohol był przyczyną kłótni, do jakiej doszło na działce między Iwoną i Pawłem.

O północy wszyscy opuścili działkę i poszli na postój taksówek przy Alei Niepodległości. Stamtąd pojechali taksówką pod lokal Mandarynka na ulicy Bema. Tam jednak nie zabawili i ruszyli pieszo do Dream Clubu. Około 1.00 byli już na miejscu.

 Adria podczas zeznań twierdziła, że w klubie nie piły z Iwoną alkoholu. Jednak, jak utrzymuje Adrian S., dziewczyny wypiły jedno piwo na spółkę. Iwona napiła się też soku ze szklanki Pawła. Jednak wyraźnie nie miała ochoty na zabawę i denerwowało ją zachowanie Pawła.

O 1.02 Iwona dostała sms od Magdaleny T. Koleżanka poinformowała ją, że jej były chłopak Patryk G. bawi się z jakimiś dziewczynami w lokalu Banana Beach w Jelitkowie. To chyba zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Gdy około 2.00 Marek O. postanowił zmienić klub na Atelier, to wówczas Iwona wyszła z nim na ulicę. Żaliła mu się na Pawła, oraz że  nie ma ochoty bawić się dalej. Mimo to wróciła z Markiem do klubu. O 2.50  ponownie wyszła na ulicę, a za nią reszta jej towarzystwa. Przed klubem doszło do  kolejnej tej nocy ostrej wymiany zdań między Iwoną a Pawłem, i wtedy nastolatka oddaliła się samotnie od znajomych.

O tym, co działo się pod Dream Clubem zeznała Stefania W.  To kobieta, która tej nocy sprzedawała kwiaty pod sopockimi klubami: „Około 3 w nocy byłam pod Krzywym Domkiem (mieści się tam Dream Club – przyp. red.). Zaobserwowałam, jak wyszła z niego grupa osób. Wśród nich była znana mi ze zdjęć prezentowanych w mediach Iwona Wieczorek. Oni rozmawiali ze sobą. W pobliżu tej grupy zauważyłam stojących trzech mężczyzn” – zeznała kwiaciarka, której uwagę szczególnie zwrócił jeden z nich.   „Widać było, że on pożąda Iwony. Intensywnie wpatrywał się w nią, ale nie słyszałam, aby się do niej odezwał. Ten mężczyzna według mnie zachowywał się dziwnie, i może mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek – twierdziła kobieta – Jak go zobaczyłam, to  sama się przestraszyłam”. Opisała go następująco: „Był w wieku około 30 – 40 lat, wzrostu około 180 centymetrów, szczupłej budowy ciała, cerę miał bardzo bladą, włosy krótkie, jasne. Miał wystające kości policzkowe, i charakterystyczną mimikę twarzy: przez skórę widziałam, jak poruszają się jego ścięgna i mięśnie. Ubrany był na jasno (…)”. 

Według kwiaciarki, gdy Iwona i jej znajomi wrócili do klubu, to wówczas także ten mężczyzna i jego koledzy tam weszli: „Widziałam także moment, jak Iwona Wieczorek po jakimś czasie ponownie wyszła z Krzywego Domku z grupą swoich znajomych. Nie widziałam wtedy po raz drugi mężczyzny, którego rysopis wcześniej podałam. Wówczas Iwona Wieczorek sprzeczała się z kimś. Następnie odeszła od tej grupy i poszła sama ulicą, ale nie wiem, gdzie”.

Jednak, gdy Stefanii W. odtworzono nagrania z monitoringu z Dream Clubu, nie rozpoznała na nim mężczyzny spod klubu.  Pokazano jej także zdjęcia z monitoringu, na których widać tzw. „mężczyznę z ręcznikiem”: „Mam wrażenie, że ten „pan ręcznik” na okazanych mi fotografiach, to ten sam, którego widziałam pod Krzywym Domkiem w Sopocie” – stwierdziła. Na podstawie jej zeznań podjęto próbę stworzenia portretu pamięciowego „mężczyzny z ręcznikiem”. Jednak, jak zauważa biegła Iwona Sieger: „Podjęte próby odtworzenia wyglądu nie przyniosły rezultatu, z uwagi na niemożność dobrania przez świadka kształtu jakichkolwiek elementów twarzy (…)”. Wobec tego biegła sporządziła rysopis na podstawie ogólnych informacji o wyglądzie mężczyzny, którego kwiaciarka widziała pod Dream Clubem. Ten rysopis, policja upowszechniła jako portret pamięciowy „mężczyzny ręcznikiem” .

fot-1
Rysopis „mężczyzny z ręcznikiem” sporządzono na podstawie ogólnych informacji kwiaciarka spod Dream Clubu /materiał policji

Do śledczych zgłosiła się także kobieta, która nad ranem 17 lipca 2010 roku z werandy swojego  mieszkania w Sopocie usłyszała wołanie o pomoc: „To nie był głos dojrzałej kobiety, to był głos nastolatki, około dwudziestoletniej” – zeznała. Barbara W. Gdy kobieta wyjrzała z werandy, to zobaczyła na ulicy Obrońców Westerplatte mężczyznę, który także ją zauważył i – jak stwierdziła – wpatrywał się w nią ostentacyjnie: „Określiłabym go typem Włocha, południowca. Miał 25 – 35 lat, był średniego wzrostu, szczupły”. Mężczyzna ten miał na sobie czarną, krótką kurtkę skórzaną i kapelusik. Barbara W. stwierdziła też, że słyszała uciekającą kobietę, tak, jakby biegła boso: „Po chwili na ulicy zatrzymał się samochód, słyszałam otwarcie i zamknięcie drzwi, a potem wołanie o pomoc ucichło, a samochód odjechał (…)”.  

Gdy Barbara W. dowiedziała się o zaginięciu Iwony Wieczorek, poinformowała o nocnym zajściu policję w Sopocie. Niestety nikt na ten sygnał nie zareagował. Nikt się z nią nie skontaktował w tej sprawie. Tę informację przekazała także Krzysztofowi Rutkowskiemu, ale także on – według niej – ją zbagatelizował. Kobietę przesłuchano dopiero kilka lat po zdarzeniu.

Czy jednak jest realne, aby Iwona Wieczorek znalazła się  nad ranem 17 lipca 2010 roku w tej części Sopotu?

Bezsprzecznie ustalono, że gdy Iwona szła nadmorskim deptakiem, to kontaktowała się z Adrią i Adrianem. A także jednostronnie z Pawłem, Katarzyną P. i Kamilem D.  Policja stwierdziła potem, że telefon Iwony, który tego dnia miała ze sobą, nie został po jej zaginięciu wykorzystany do wykonania jakiegokolwiek połączenia. O godzinie 4.12 kamery monitoringu po raz ostatni zarejestrowały Iwonę nieopodal lokalu Bacówka. To informacja znana i potwierdzona. Co dalej działo się z nastolatką? Akta nie dają na to odpowiedzi.

„Jeżeli chodzi o drogę, którą mogła wracać, to myślę, że odbiła od ulicy przez Park Reagana. Często tam chodziłyśmy. Nie widzę powodu, żeby miała iść aż do mola w Brzeźnie. Przez park jest prosta droga – jakieś 200 metrów i wychodzi praktycznie na swój dom” – powiedziała śledczym Katarzyna P., koleżanka zaginionej.

– Jaka mogła być droga do domu Iwony Wieczorek? – zapytał śledczy byłego chłopaka Iwony.

– Według mnie, jakby chciała pójść pieszo, to albo zejście numer 55 albo 58 – odpowiedział Patryk G.

Amnezja byłego chłopaka

 Tej nocy Patryk G. przebywał nieopodal miejsc, którędy przechodziła Iwona. Bawił się między innymi w plażowej imprezowni Banana Beach w Jelitkowie. Spotkała go tam Magdalena T., która postanowiła sms-em powiadomić o tym koleżankę: „Mimo że nie byli już razem, to uznałam, że powinna to wiedzieć. (…) Tym bardziej, że Iwona podejrzewała, że znalazł sobie kogoś. Stał przy barze z dwoma dziewczynami. Jestem pewna, że to był on. Znam go przecież i wiem, jak wygląda. Tych dziewczyn nie znam, a poza tym stały tyłem. Napisałam jej od tym, nie doczekałam się jednak odpowiedzi”.

Nie wiedzieć czemu, Patryk G. wypierał się pobytu w Banana Beach. W czasie przesłuchania 28 września 2011 roku stwierdził: – Nie pamiętam dokładnie godziny, ale było to w granicach północy. Siedzieliśmy na ławkach wspólnie z moimi znajomymi, nie pamiętam teraz, kto tam był. Siedzieliśmy na ławkach na deptaku przy Obrońców Wybrzeża. Te ławki znajdują się w Parku Reagana. Na tych ławkach siedzieliśmy do godziny 1. Potem każdy poszedł do domu sam. To wszystko, co robiłem tej nocy.

– Skoro świadek siedział do godziny 1 na ławce ze znajomymi koło wejścia na plażę nr 58, to w jaki sposób był świadek widziany tej nocy około godziny 1 w klubie Banana Beach? – drążył śledczy

– Nie byłem w Banana Beach. Byłem, jak powiedziałem, na ławkach przy Obrońców Wybrzeża.

– W dniu 17 lipca 2010 roku  około godziny 1 świadek był widziany w klubie Banana Beach w towarzystwie dziewczyny. Proszę to skomentować.

– Ja wiem, że byłem w Banana Beach z dziewczyną, ale nie kojarzę tego z datą 17 lipca 2010 roku. Następnego dnia pojechałem do Chałup, ale nie pamiętam z kim –  odpowiada Patryk.

W czasie składania zeznań, 25 lipca 2010 roku, Patryk G. opowiedział śledczym także o swoich relacjach z Iwoną: „Iwona Wieczorek była moją dziewczyną, a zarazem kuzynką. Rozstaliśmy się około dwa miesiące przed jej zaginięciem z uwagi na narastające kłótnie. Około tygodnia przed zaginięciem, to było o 5 rano, odebrałem telefon od Iwony. Skarżyła mi się, że została pobita przez moich kolegów, gdy wracała rano z imprezy do  domu. Ona wtedy miała ich rozdzielać, bo się bili nieopodal Banana Beach. O zaginięciu Iwony dowiedziałem się 17 lipca 2010 roku, o godzinie 19” – to pamięta doskonale, choć miał kłopoty z pamięcią.

W czasie kolejnego przesłuchania, 27 czerwca 2011 roku, wyraźnie kręci.

– Jak to się stało, że pana telefon loguje się o godzinie 2 przy ulicy Parkowej w Sopocie? – pyta śledczy.

–  Nie wiem, może do kogoś wydzwaniałem. Wtedy musiałem być z tymi kolegami, co mówiłem. Nie wiem, co robiłem na ulicy Parkowej. Musiałem tam przechodzić.

– Co pan robił w dniu 17 lipca 2010 roku, o godzinie 2.54 w okolicy Obrońców Wybrzeża, 3.27 przy ulicy Brzozowej, 3.31 Obrońców Wybrzeża i 3.32 Obrońców Wybrzeża? – wylicza policjant.

– O 3.32 to na pewno już zmierzałem do domu, a tamtych godzin nie pamiętam. Może jeździliśmy razem autem. To stwierdzenie, że o 1. poszedłem do domu, było nieprawdziwe. Nie wiem, o której godzinie byłem w domu.

– Dlaczego w poprzednich zeznaniach informował pan policję i prokuraturę, że o 1. był pan w domu?

– To nie był dla mnie żaden wyjątkowy dzień. Ja nie pamiętam nawet, co robiłem dwa dni temu – odpowiada Patryk.

  Kiepską pamięć mieli także jego koledzy. Chociaż, jak stwierdzili śledczy, wcześniej ustalali, jak będą zeznawać.

„Siedzieliśmy na ławce. Była gdzieś 23.00, może 1. w nocy. Zazwyczaj tak siedzimy, a później każdy idzie do domu. Mało pamiętam z tego wieczoru”  twierdził Paweł J.

„Iwonę Wieczorek znam słabo, poznałem ją przez Patryka. W nocy z 16 na 17 lipca 2010 roku siedzieliśmy na ławce przy Obrońców Wybrzeża z Patrykiem G. i Pawłem J.  My na tej ławce siedzimy czasami do 2., a czasami do 5.- 6. Jak było wtedy, nie pamiętam. Nie pamiętam, jak długo tam siedzieliśmy, ale później rozeszliśmy się. Odprowadziliśmy Patryka i poszliśmy do swoich domów. Nie pamiętam, czy oprócz mnie, Patryka G. i Pawła J. był tam ktoś jeszcze. Nie było dziewczyn. Nie wiem nic o planach imprezowych Patryka tamtej nocy” zeznawał Paweł S.

Analityk kryminalny z Komendy Głównej Policji, który wykonał analizę zeznań Patryka G. oraz jego kolegów, konstatuje: „Z kolejnych zeznań Patryka G. wynika, że nie mówi prawdy, co do okoliczności pobytu w nocy 16/17.07.2010 na terenie Parku Reagana z Pawłem J. i Pawłem S. W pierwszym zeznaniu twierdzi, że na terenie PR przebywali razem do godziny około 2. w nocy, a następnie udali się do domów. W drugim zeznaniu twierdzi, że przebywali na deptaku prowadzącym do wejścia na plażę nr 58 z kolegami Pawłem (nazwiska nie podaje) oraz Pawłem J. Było w tym czasie z nimi więcej osób, ale nie pamięta kto. W trzecim zeznaniu twierdzi, że siedzieli na ławkach do około północy. Nie pamięta, kto wtedy z nimi był. ‘ Było nas kilku. Te ławki znajdują się w Parku Reagana. Siedzieliśmy tam do godziny 1-2. Potem każdy poszedł do domu sam.’ Na pytanie czy był około 1. w Banana Beach, twierdzi, że nie był w tym lokalu. Jednak po chwili zeznaje, że tej nocy był w tym lokalu ze znajomymi. W czwartym protokole zeznał, że około 1. wszyscy poszli do domów, nie pili alkoholu.

Zmiana zeznań następuje w chwili przedstawienia mu wykazu połączeń telefonicznych, które wykonywał w nocy i nad ranem, gdy Iwona idzie już do domu. W trakcie przesłuchania twierdzi, że spodziewał się pytania na okoliczność połączeń. Nie wie, co robił w okolicy Parkowej w Sopocie o godzinie 2.00, 2.54 w okolicy Obrońców Wybrzeża w Gdańsku, 3.27 przy ulicy Brzozowej, 3.31 Obrońców Wybrzeża i 3.32 Obrońców Wybrzeża. Zeznał, że o godzinie 3.32 na pewno już zmierzał do domu. Może poruszali się samochodem. Zeznał, że twierdzenie, iż o godzinie 1. był w domu, było nieprawdziwe. Nie wie, o której był w domu” – wylicza analityk i konkluduje: „Z zeznań i wyjaśnień Patryka G. wynika jednoznacznie, że nie mówi on całej prawdy na temat tego, co robił tej nocy.(…) Analizując zeznania Patryka G, Pawła S. i Pawła J. widać wyraźnie, że próbują ukryć niewygodne fakty. W takim stanie rzeczy celowym wydaje się być typowanie ich jako osób, które posiadają wiedzę na temat, co stało się z Iwoną Wieczorek w nocy z 16/17.07.2010 podczas jej powrotu do domu”.

Adam M. znajomy Iwony i Patryka jest jednak innego zdania: „Według mnie, jeśli ktoś zrobił jej krzywdę, to była to osoba spoza naszego kręgu, nikt z Żabianki czy Przymorza, gdyż to by się wydało. Wszyscy dobrze się znaliśmy, ktoś by coś wiedział. Kiedy zaginęła, nie była już ze swoim chłopakiem Patrykiem. Ale on szanował Iwonę, i pamiętam, że przeżył jej zaginięcie. Z tego, co pamiętam, to poruszył wszystkich swoich znajomych do poszukiwań”.

Morderca czai się na forum?

 Nieco uwagi poświęcili śledczy kilku informacjom, które pojawiły się  w Internecie. Zaś aktywność niektórych użytkowników była poddana drobiazgowej analizie. Niektórzy z nich byli nawet przesłuchiwani, a inni być może jeszcze będą. W przypadku jednej z osób śledczy sformułowali nawet podejrzenia, że być może ma związek ze zniknięciem gdańszczanki.

Policja interesowała się wpisami m.in. na Facebooku oraz na forach trojmiasto.pl oraz gp24.pl. Szczególnie użytkownikom oraz wpisom z tego ostatniego forum poświęcono sporo miejsca. W kilku przypadkach policja uznała, że konkretni użytkownicy mogą mieć wiedzę na temat interesującej śledczych sprawy. 

Tak było w przypadku Bogdana Ż. z Warszawy. Trafiono do niego po IP komputera, z którego przekazano na forum informacje mogące mieć znaczenie dla śledztwa. Mężczyzna jednak stwierdził, że nie interesuje go sprawa Iwony Wieczorek  i wskazał na swojego zięcia, Karola M. z Pucka – użytkownika forum gp.24.pl, o nicku „Asnem”. Został on przesłuchany na okoliczność jednego ze swoich wpisów.

Policja interesowała się także wpisami m.in. Janusza J. ze Szwecji (nick Observer),  oraz Aleksandra D. z Jeleniej Góry, który pod własnym nazwiskiem stwierdził na FB, że za zaginięciem Iwony stoi były zastępca komendanta wojewódzkiego policji w Gdańsku. Sprawdzano także Tomasza C. z Wielkopolski, gdyż zdaniem rodziny obsesyjnie interesuje się sprawą Iwony Wieczorek:  „On nie pracuje od 10 lat, ale regularnie siedzi na forum o Iwonie Wieczorek, zbiera też wszystkie wycinki o niej. Jest sadystą. Bije i gwałci żonę, grozi śmiercią bliskim. Ma założoną niebieską kartę, ale  policja nie reaguje, bo to jego koledzy. To jest psychopata. Często znika na 5-6 dni. Mówi, że nocami załatwia jakieś sprawy. A jego żona znajduje w jego ubraniu damską bieliznę (…)” – czytamy m.in. w zeznaniach jednej z osób z jego rodziny, która wprost twierdzi, że Tomasz C. może mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek.

Nie tylko rodziny przekazywały śledczym informacje o dziwnych zachowaniach swoich bliskich. Niekiedy jedni użytkownicy forów informowali policję o niepokojących wpisach  innych.

Śledczych wyjątkowo zainteresował mężczyzna, który prawdopodobnie posiada sporą wiedzę o sprawie Iwony Wieczorek. W trakcie pracy zespołu analityków kryminalnych Prokuratury Okręgowej w Gdańsku pojawiły się nawet wnioski, że mężczyzna ten może mieć coś wspólnego ze zniknięciem Iwony Wieczorek.

Jest on użytkownikiem jednego z forów poświęconych zaginionej nastolatce. Jednak zainteresowanie policji jego osobą dotyczy trzech filmików, które zamieścił w Internecie.  W analizie kryminalnej na ich temat czytamy m.in., że mogły one mieć na celu: „wodzenie za nos organów ścigania i takie ukierunkowanie, aby zajmowały się wersjami dającymi bezkarność rzeczywistemu sprawcy pozbawienia wolności Iwony Wieczorek, szczególnie na kierunki dotychczas niewyjaśnione: „Pan ręcznik”, „Mężczyzna w bermudach”.

Jak zauważają analitycy, twórca tych filmów może działać pod wpływem stresu oraz tzw. „presji pościgu”. Śledczy nie wykluczają także, że ma wyrzuty sumienia „z powodu współdziałania w pozbawieniu Iwony Wieczorek wolności, a być może i życia”.

W filmikach, które pojawiły się w sieci w 2014 roku, znajdowały się dane i informacje ze śledztwa, które nie były powszechnie dostępne, m.in. dotyczące połączeń telefonu, który Iwona Wieczorek użytkowała od 12 czerwca do 11 lipca 2010 roku.  Autor filmów, jak zauważono, daje w jednym z nich: „wskazówkę dotyczącą numeru telefonu i osoby będącej jej użytkownikiem, która w czerwcu 2010 roku korespondowała z Iwoną, przesyłając bardzo dużą ilość wiadomości tekstowych sms i realizując połączenia głosowe (…)”.

Jak ustaliła policja, osobą, która często kontaktowała się w tym czasie z Iwoną był Adam M. Nie jest on jednak autorem filmów. Śledczy analizowali szczegółowo telefoniczne kontakty Iwony Wieczorek także z Łukaszem B.

„Zastanawiający jest fakt, że mimo tak licznych kontaktów bezpośrednich i prowadzonej korespondencji telefonicznej z Iwoną Wieczorek, Adam M. nie podejmuje próby połączenia się z nią po jej zaginięciu” – czytamy w analizie. Do tego momentu nikt nie interesował się Adamem M.

Kim jest ten człowiek? Zajrzyjmy do jego zeznań: „Nie pamiętam, jak poznałem Iwonę, chyba przez naszą wspólną koleżankę Adrię. Jakieś pół roku przed zaginięciem Iwony pisaliśmy sporo sms-ów, dzwoniliśmy do siebie, utrzymywaliśmy bliższą znajomość. Ja miałem wtedy swoją dziewczynę, nie byłem zainteresowany innymi. Nie była to żadna miłość, ani związek. Po prostu dobrze mi się z Iwoną rozmawiało. Kilka razy byłem u niej w domu na jakichś imprezkach. Krótki czas przed zaginięciem też często się kontaktowaliśmy. Jestem zdziwiony, że policja dotarła do mnie tak późno, chociaż moje zeznania i tak by w niczym nie pomogły. O zaginięciu dowiedziałem się tego samego dnia. Szukali jej już znajomi, matka i rodzina. Potem już do niej nie dzwoniłem, bo wiedziałem, że nie ma potrzeby, że to nic nie zmieni. W poszukiwaniach nie brałem udziału, bo byłem w Warszawie (…) Kilka miesięcy przed zaginięciem Iwona pożyczyła mi swój stary telefon, którego nie używała. Mój się zepsuł i potrzebowałem tymczasowy. To był jakiś strasznie stary model, nic w nim nie było. Pamiętam, że później oddałem go do serwisu, bo coś w nim nie działało. Nie wiem, gdzie jest teraz ten aparat. Może go wyrzuciłem, jak robiłem porządki, bo już do niczego się nie nadawał (…)”.

Gdy Adamowi M. odtworzono filmy o Iwonie Wieczorek, stwierdził: „Jestem zszokowany tymi filmikami, nie wiem, kto je stworzył. Widzę je pierwszy raz. Szok. Nie wiem, o co chodzi z wybraną do nich muzyką oraz tekstem. Nie mam pojęcia, o co chodzi autorowi tych filmików”.

Od ponad roku śledczy usiłują ustalić, kto jest autorem tych filmów. Z akt nie wynika, aby im się to udało. Wiemy, kim jest ten człowiek, gdyż od kilkunastu miesięcy jego działania wzbudzały także nasze podejrzenia i zainteresowanie. Tę informację przekazaliśmy śledczym.

Mistyfikacje detektywa

Lidia90 to nick osoby, która prawdopodobnie nie istnieje. Jednak internetowy wpis na jednym z forów – sygnowany tym pseudonimem – narobił sporo zamieszania. Lidia90 twierdziła, że Iwona Wieczorek zajmowała się prostytucją, i mogła być przetrzymywana w willi milionera Mariusa O. Miał ją tam rzekomo dostarczyć Krystian H.

Policja nie zdołała samodzielnie ustalić po IP, kim jest autor tego komentarza. 16 sierpnia 2015 roku Krzysztof  Rutkowski przekazał policji dane Anny Cz. Rzekomo miała ona ponoć być Lidią90.

Anna Cz.,  w  czasie gdy zaginęła Iwona Wieczorek, była związana  z jej chrzestnym Dariuszem F.: „Darek razem z mamą Iwony wynajęli detektywa Krzysztofa Rutkowskiego (..) Ja też miałam zająć się poszukiwaniami Iwony, chodziłam z koleżankami po dyskotekach w Sopocie i rozpytywałam o Iwonę. Wszystkie moje działania nie przyniosły żadnego rezultatu (…). Gdy chodziłam po tych dyskotekach, to wyszła kwestia, że był jakiś kolega Iwony, nie pamiętam imienia i nazwiska, który bardzo interesował się poszukiwaniami Iwony. Kiedy dowiedział się, że razem z dziewczynami chodziłam po Sopocie, chyba przez telefon powiedział mi, żebym się tym nie zajmowała, że sam wszystko zorganizuje i mam nie szukać Iwony. Moim zdaniem jego zachowanie było dziwne. Chodziło konkretnie o to, że jak chodziłam po tych dyskotekach, to mi powiedziano, że ani policja, ani znajomi nie pytali tam wcześniej o Iwonę. (…) Pamiętam, że w prasie ukazała się informacja, iż u Mariusa O. organizowane są seks-imprezy, i że ma to związek z zaginięciem Iwony Wieczorek. Informacja ta wyszła od Krzysztofa Rutkowskiego (…)”   zeznała Anna Cz. Dodała też, że informację o tym, że u biznesmena mieszkającego blisko plaży odbywają się imprezy z udziałem nastolatek, i może to mieć związek z zaginięciem Iwony, usłyszała zbierając informacje w jednej z dyskotek w Sopocie. „Ja, słysząc taką plotkę, zadzwoniłam do Krzysztofa Rutkowskiego. Żeby może to sprawdził. Ale jasno powiedziałam mu, że to plotka.  Nasz kontakt w tej sprawie się zakończył. Potem, gdy ukazał się artykuł prasowy, zadzwoniłam do Rutkowskiego, aby powiedział, czy nie o mnie mowa. Ale nie potwierdził tego, więc nie interesowałam się tym dalej. Ja nie zamieszczałam na stronach internetowych żadnych informacji dotyczących Iwony Wieczorek, Mariusa O. ani Krystiana H. (…) Nie używałam nigdy żadnego nicku Lidia90 ani Meduza. Nigdy nie zamieściłam takiego wpisu na żadnej stronie, i nie wiem, kto umieścił ten wpis. Przekazałam to tylko jako plotkę Krzysztofowi Rutkowskiemu (…)”.

 Kobieta zeznała, że kilka dni przed jej przesłuchaniem kontaktował się z nią Rutkowski, aby porozmawiać o tych wpisach: „Powiedziałam mu, że nie pamiętam żadnych wpisów, bo ich nie robiłam, i że już wyjaśniliśmy ten temat. Odpowiedział, że faktycznie (…)”.

Tymczasem Krzysztof Rutkowski przedstawił to tak: „Pamiętam, że rozmawiałem z dziewczyną, która posługiwała się nickiem Lidia90, może nawet kilkakrotnie. Zamieszczała ona informacje o Iwonie Wieczorek, że miała brać udział w spotkaniach u Mariusa O.  (… ) Nie mam już do niej numeru telefonu. (…) Po rozmowie z nią udałem się do Mariusa O., który mi osobiście zaprzeczył, aby organizował jakiekolwiek spotkania, podczas których Iwona Wieczorek miałaby trudnić się prostytucją. Ja mu uwierzyłem (…)”. 

Czy to sam Rutkowski stworzył Lidię90, na podstawie rozmowy z Anną Cz.? Policja nawet go o to nie zapytała. Czy wymyślił Lidię90, podobnie jak rzekomego gangstera, który w sierpniu 2013 roku miał opowiedzieć mu o zabójstwie Iwony, co opisał Fakt: „Przełom w sprawie! Matka dziewczyny w szoku (…)” – szalał tabloid.

Po tej publikacji Rutkowski został wezwany na przesłuchanie do Gdańska, w czasie którego przyznał się, że przekazał gazecie  informację, którą sam zmyślił: „w celu pchnięcia do przodu sprawy zaginięcia Iwony Wieczorek i sprowokowania błędu, który może popełnić osoba lub osoby, które mogą mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek” – tłumaczył desperacko to kłamstwo, a po chwili dodał: „Proszę o zachowanie tego protokołu w tajemnicy przed mediami, ponieważ może to zaszkodzić mojej działalności”. Jak widać, prośba ta nie została spełniona.

. Rutkowski wymyślił wyznanie rzekomego gangstera, który w miał opowiedzieć mu o zabójstwie Iwony, co opisał Fakt. Potem prosił śledczych o zachowanie kłamstwa w tajemnicy przed mediami. /materiały policyjne

Ta historia jednak niewiele nauczyła „detektywa”. Dwa lata później, gdy my tropiliśmy „Krystka”, on ogłosił, że ten pedofil jest bez skazy. I zapewne, aby odwrócić uwagę od naszych działań, wymyślił we wrześniu 2015 roku, że wie, kim jest „mężczyzna z ręcznikiem” – wysyłając do policji donos, że jest to „Stefan R. z Londynu”, rzekomo aktywny na jednym z forów internetowych jako „Westlondon”.  Ta informacja też okazała się niewiele warta. Pomylił nie tylko dane „Westlondona”, ale dołączył też do informacji zdjęcie innego mężczyzny. Jednak, oprócz wizyty na komendzie, była oczywiście konferencja prasowa i tłum adeptów dziennikarstwa. Szoł musiał być!  

Kilkanaście dni później Rutkowski przysłał kolejną informację do KWP Gdańsk. Tym  razem donosił, że policjant Marek Z. korzystał z usług seksualnych w agencji towarzyskiej należącej do Krystiana W. Choć ten – mimo wielu innych ułomności – nie miał nigdy  własnego burdelu. Pracował co najwyżej dla innych.  Ale zapewne po czasie „detektyw” chciał wstrzelić się także w sprawę „Krystka”?

Dodajmy, że Krzysztof Rutkowski zeznał, iż po raz pierwszy usłyszał o działalności „Krystka” od policjanta, który do niego zadzwonił:  „Przekazał mi informacje, że trwają czynności zmierzające do zatrzymania tego mężczyzny, który może mieć związek z zaginięciem Iwony Wieczorek. Ten policjant, przedstawił mi go jako związanego z handlem żywym towarem i agencjami towarzyskimi. Powiedział mi, że o szczegóły powinienem zapytać dziennikarza Reportera, Mikołaja Podolskiego (…)”.

 „Krystek” osobnik nieznany

 Śledczy starali się także ustalić, czy Krystian W. zwany „Krystkiem”, którego zaprowadziliśmy do celi za gwałty i pedofilię, ma coś wspólnego ze zniknięciem Iwony Wieczorek.

Zarówno Iwona Kinda – matka Iwony Wieczorek, Krzysztof Rutkowski oraz Krystian W. są zgodni, że ten ostatni nie ma nic wspólnego z zaginięciem nastolatki.

„Uważam, że ten cały „Krystek” nie ma żadnego związku z moją córką. To informacja przesadzona. Nigdy nie słyszałam, aby Iwona miała kolegów w wieku 30 – 35 lat” – to opinia  Iwony Kindy.

„Krystian W. miał tak dużo dziewcząt chętnych na seks, że nie potrzebował porywać Iwony” – zawyrokował Krzysztof  Rutkowski. Zapominając przy tym, że dziewczyny nie robiły tego dobrowolnie, lecz były przez „Krystka” gwałcone lub podstępem zmuszane do seksu.

„Słyszałem, że Krzysztof Rutkowski wyklucza, bym miał związek z jej zaginięciem. Nie znam Iwony i nie miałem z nią osobistej styczności” –  „Krystek” przedstawił śledczym dowód swej niewinności.  Dodał także, że nie zna również osób, z którymi Wieczorek bawiła się w Dream Clubie. Stwierdził również, że nie wie, kto jest właścicielem tego klubu, mimo że tam pracował. Ogólnie „Krystek” ma niewiele do powiedzenia i mało kogo zna – tak to przedstawił śledczym.  Ale on też rzekomo nie był nadmiernie popularny.

Pytany o niego nieżyjący już Krystian H. z Sopotu, którego niektórzy mylili z „Krystkiem”, stwierdził zeznając: „Krystian z Wejherowa? Ja nie mam znajomych ze wsi”. Nie znał też Iwony Wieczorek, chociaż ona ze wsi nie była: „Słyszałem, że zaginęła taka dziewczyna, ale nigdy jej nie spotkałem. Wiem, że zrodziła się plotka, że mam związek z jej zaginięciem. Słyszałem, że ja miałem ją ściągnąć do domu Mariusa O., a on miał ją tam przetrzymywać.  Nic nie mam wspólnego z jej zaginięciem. Słyszałem, że ona szła do domu i musiała kogoś ze znajomych spotkać. Teraz młodzież podaje dziewczynom jakieś prochy, tabletki gwałtu. Myślę, że ona mogła wsiąść do samochodu swojego znajomego i pojechała na after party, i tam przedawkowała.  Mogło tak być”. Czy na pewno tylko spekulował, czy coś wiedział? Tego się nie dowiemy nigdy, bowiem Krystian H. już nie żyje.

Sprawdźmy co o rzekomym związku z zaginięciem Iwony zeznał Marius O. „Osobiście nie znam tej dziewczyny, nie widziałem jej nigdy koło swojego domu. Z pewnością nie przetrzymywałem w swoim domu Iwony Wieczorek. W 2010 roku skontaktował się ze mną Krzysztof Rutkowski i poinformował, że na forach internetowych pojawiają się informacje (komentarz Lidii90 – przyp. red), jakobym miał związek z zaginięciem Wieczorek. To pisała kobieta. Prosiłem Krzysztofa Rutkowskiego, aby jeśli  ustali jej dane, przekazał je mi, gdyż chciałem wystąpić na drogę sadową”. Ostatecznie milioner tego nie zrobił.

Marius O.  przyznał, że Krystian H. to jego dobry kolega: „Ale nigdy nie otrzymałem żadnej dziewczyny z jego ręki. Sam potrafię zdobyć kobietę” – zastrzegł.

Krystiana W. zna i nie wypiera się tej znajomości Marcin T. – były manager Dream Clubu i twórca Zatoki Sztuki: „W czasie, kiedy był kierowcą, traktowałem go jak każdego innego pracownika. Mieliśmy ze sobą normalne, otwarte relacje. Wiem, że ma problemy z wymiarem sprawiedliwości. Chodziło o molestowanie kobiet. On nigdy wcześniej nie wzbudzał moich podejrzeń. Nic nie wiem o zaginięciu Iwony Wieczorek, czytałem o tym w prasie. Nigdy jej nie spotkałem, nigdy z nią nie rozmawiałem. Nic mi nie wiadomo, aby Krystian W. miał cokolwiek wspólnego z zaginięciem Iwony Wieczorek” – zeznał.

Dariusz W. jest obecnie prezesem spółki prowadzącej Dream Club. On także  na temat Iwony Wieczorek – zeznawał niemal bliźniaczo: nie znałem i nigdy nie spotkałem: „Od znajomych słyszałem, że widywano ją w Sopocie, głównie w Dream Club. Niektórzy moi znajomi kojarzyli ją jako dziewczynę, która bywa na imprezach, kojarzyli ją, że czasami stała pod barem i wyglądała tak, jakby szukała kogoś do zabawy”.  Dariusz W. przyznał też, że po jednym z przesłuchań Krystian W. ostrzegł go, że policja także nim się interesuje: „Ja powiedziałem mu, że nie mam nic do ukrycia. Nie mam pojęcia, czy on znał Iwonę Wieczorek. Gdy objąłem funkcję prezesa, zakazałem mu wstępu do naszych klubów”.

Zeznania Wojciecha S. selekcjonera w Dream Clubie, znanego szerzej jako „Bolo” – też z pozoru niewiele wnoszą do sprawy: nie znałem, nie widziałem, nie pamiętam – to o Iwonie. Oczywiście „Krystka” zna tylko z widzenia: „Wiem, że przychodził do Dream Clubu, bo go wpuszczałem”.

„Bolo” przyznaje się  natomiast do znajomości z Marcinem O. – policjantem, który spotykał się z Iwoną: „jest to bywalec sopockich klubów”. To samo w zasadzie mówi o Pawle P., z którym ostatni raz Iwona była w klubie. Do Pawła, jak sam zeznał, miał nawet numer telefonu i czasami się z nim kontaktował:  „Po zaginięciu Iwony Wieczorek wszyscy mówili, że „Browar” to jej chłopak (…)  Jakiś czas po tym, jak zniknęła, „Browar” przestał przychodzić do klubu, później był tu jednak z jakąś dziewczyną”.

fot-3
Policjant Marcin O. to bywalec sopockich klubów, który spotykał się z Iwoną Wieczorek / fot. FB

Ale to nie wszystko, jak zauważają śledczy Paweł P. zwany „Browarem” – wkrótce po zaginięciu Iwony – kontaktował się  z „Bolem” ze znaczną częstotliwością.  Być może wiązało się to z poszukiwaniami zaginionej dziewczyny.

Bardziej zastanawiające są kontakty Marcina O. policjanta, o którym wiadomo, że spotykał się z Iwoną Wieczorek, i który przyznaje się, że znał Krystiana W. „Znam go jako bywalca klubów, parę razy zadzwoniłem do niego, podpytać, gdzie jest jakaś dobra impreza. Czasem do mnie podszedł, jak bawiliśmy się w jednym lokalu, i pogadał. Nigdy nie byłem z Iwoną Wieczorek na imprezie, nie widziałem jej też w towarzystwie Krystiana W. To nie była moja dziewczyna, kilka razy się z nią spotkałem, ale to nie było zdaje się na żadnej imprezie w Dream Clubie. Nie mam nic wspólnego z zaginięciem Iwony Wieczorek” – zeznał, przyznając się do znajomości z Krystkiem, gdy policjanci pokazali mu ich wspólne fotografie. Przekazał je śledczym Mikołaj Podolski, dziennikarz Reportera.

 Znajomi są zmęczeni

Znajomi Iwony Wieczorek nie kryją, że czują się zmęczeni tą sprawą. Unikają mediów, omijają fora internetowe, gdzie praktycznie są ofiarami nieustannego stalkingu. Sprawdza się tam niemal każdy ich krok, grzebie w życiu rodzinnym, a nawet analizuje zmianę fryzury. W większości byli wielokrotnie przesłuchiwani. Ostatni raz po naszych publikacjach, w których pojawiła się teza, że ze zniknięciem Iwony może mieć związek Krystian W.  

Adria S., która z Iwoną była na jej ostatniej imprezie, stwierdziła: „Nie znam żadnego Krystiana W. Iwona też nie wspominała mi nigdy o żadnym Krystianie. Nie znam też Mariusa O. i nic mi nie wiadomo o tym, aby Iwona u niego bywała. Nie znam też osoby posługującej się nickiem Lidia90” – stwierdza zdecydowanie. A gdy okazano jej post użytkownika Lidia90, mówi: „Według mnie jest to stek bzdur, jest to wymyślone. W Dream Club byłam wtedy pierwszy raz i pamiętam, że bałam się, że mnie nie wpuszczą, bo nie miałam 18 lat, ale weszłam bez problemu, nikt mnie o nic nie pytał. Nie wiem, kto jest właścicielem Dream Clubu, nie znam tych osób. W tej chwili nie mam już kontaktu z Markiem, z Pawłem mam sporadycznie. Czasami na Facebooku napiszemy kilka zdań, kilka razy był też w pubie, w którym pracuję, więc zamieniliśmy słowo. W dniu zaginięcia Iwona była ubrana w moją bluzkę i spódnicę swojej mamy. Z jej mamą również nie mam kontaktu”.

Zeznania Natalii T. wnoszą jeszcze mniej: „Nie znałam dobrze Iwony Wieczorek. Może raz z nią rozmawiałam. Adria to moja przyjaciółka z czasów gimnazjum (…) Słyszałam, że się pokłóciły z Adrią o chłopaka (..) Pamiętam, że później po zaginięciu Iwony próbowałam rozmawiać z Adrią na ten temat. Ale ona niechętnie o tym mówiła, twierdziła, że jest tym strasznie zmęczona”.

Michał D. nie był wcześniej przesłuchiwany, gdyż jak mówi, nie ma żadnej istotnej wiedzy w tej sprawie: „Z Iwoną poznał mnie mój sąsiad – Patryk G. Była wtedy jego dziewczyną (…) Kojarzę, że w czasie zaginięcia Iwony, w Sopocie, w „kinie letnim” wyświetlany był film „Uprowadzona”, to dla mnie znamienne i wydaje mi się, że tamtej nocy byłem na projekcji tego filmu ze znajomymi. Mogłem być też w Parku Reagana. Często siedzieliśmy na ławkach w alejkach z Patrykiem i chłopakami (…) Patryk i Iwona się  rozstali, ale cały czas mieli się ku sobie. Słyszałem pogłoski, że całe to towarzystwo z „murku” zażywało narkotyki, a Patryk mógł nimi handlować. Ale to nieprawda. Ja nie zażywam narkotyków, a gdybym nawet chciał je zdobyć, to na pewno nie zwróciłbym się o to do Patryka. Następnego dnia po zaginięciu dowiedziałem się od Adrii, że Iwony nie ma. Była już mocno zaniepokojona i wybierała się na poszukiwania. Gdy z nią o tym rozmawiałem, to czułem, że ma wyrzuty sumienia, że wtedy nie zaciągnęła Iwony na siłę do taksówki. Później ja też rozwieszałem plakaty, mnóstwo znajomych to robiło. Następnego dnia po tym, jak Iwona zaginęła, to spotkałem pod blokiem Patryka. Powiedział, że wie, że jej nie ma, ale nie takie numery już wykręcała, i że jest pierdolnięta. Na moje oko nie martwił się. Możliwe, że Iwona, podczas gdy byli razem, stwarzała jakieś problemy, dlatego wspomniał o tym w ten sposób”.

Sviatoslav N. ps. „Sajan”, to szkolny kolega Iwony. Mówi, że miał z nią dobry kontakt. Gdy dowiedział się o zaginięciu Iwony od jej przyjaciółki Kasi, był na Mazurach. Pomyślał, że gdzieś „zapiła” i wróci do domu później: „Kiedy wróciłem z Mazur, to uczestniczyłem w poszukiwaniach Iwony. Nawet ze znajomymi dzieliliśmy teren na kilka obszarów i go przeszukiwaliśmy, ale to nic nie dało. Ze znajomych, z którymi Iwona wtedy była, znam tylko Adrię. Do Dream Clubu nie chodziłem, ale w tamtym czasie to był jeden z lepszych klubów w Trójmieście (…). Myślę, że to nieprawda, że Iwona spotykała się za pieniądze. Nie była taką osobą, by robić takie rzeczy. Miała pieniądze na zabawę, była dobrze ubrana, ale jakoś specjalnie nie wydawała pieniędzy na prawo i lewo. Nigdy nie zauważyłem, by miała przy sobie większe kwoty pieniędzy”.

Także Katarzyna P. powiedziała policjantom, że nic jej nie wiadomo, aby jej koleżanka utrzymywała jakieś kontakty z „Krystkiem”: „Mam nadzieję, że Iwona żyje, ale może być nieszczęśliwa, bo jest gdzieś przetrzymywana nie z własnej woli. To charakterna dziewczyna (…). Jak Iwona zaginęła, to ludzie zaczęli pisać, że może uprawiała seks za pieniądze. Wtedy powiedziałam jej mamie, że jakiś miesiąc przed zaginięciem widziałam w szufladzie jej komody kopertę z pieniędzmi. Przebierała się przy mnie i przypadkiem zobaczyłam tę kopertę, z której wystawały pieniądze. Nie wiem, ile tam było pieniędzy, ale był to spory plik banknotów stuzłotowych. Zdziwiły mnie te pieniądze u niej i zapytałam, skąd je ma. Powiedziała, że przysyła jej ojciec. Wiedziałam, że mówi o biologicznym ojcu, bo na ojczyma nie mówiła „ojciec”. Dla mnie temat był zamknięty. Nie dopytywałam więcej. Iwona na co dzień operowała drobnymi kwotami pieniędzy. Dostawała od mamy po 30 złotych, jak gdzieś wychodziła, albo na jakieś wydatki. Nie była rozrzutna, nie wyróżniała się wśród rówieśników. Gdyby trudniła się nierządem to myślę, że bym to zauważyła. Jak powiedziałam mamie Iwony o tej kopercie, to stwierdziła, że to dziwne, bo Iwona raczej nie dostawała od ojca pieniędzy. Pomyślałam, że mama Iwony nic nie wie, bo tata dawał je Iwonie w tajemnicy. Uważam, że to nieprawda, że Iwona trudniła się prostytucją. Nic niepokojącego nie zauważyłam. Miała czas dla znajomych, nie zachowywała się podejrzanie. Według mnie to plotki. O tych pieniądzach nikomu innemu oprócz matki Iwony nie mówiłam”.

Magdalena T. ma podobne spostrzeżenia: „Moim zdaniem Iwona nie umawiała się na żadne spotkania sponsorowane. Jak gdzieś wychodziłyśmy, to musiała prosić o parę groszy, bo najczęściej nie miała swoich pieniędzy”.

Również Katarzyna J. nie dostrzegła niczego niepokojącego w zachowaniu Iwony: „Uważam, że Iwona nie obracała się w środowisku ludzi, którzy wykorzystują młode dziewczyny, płacąc im za to. Mogła komuś wpaść w oko. Sama nigdy by nie skorzystała z  propozycji, aby świadczyć usługi seksualne za pieniądze (…)”.

W jej zeznaniach pojawia się jednak inny ciekawy wątek: „Zaraz po moim przesłuchaniu w 2010 roku w KMP Sopot stałam na przystanku komunikacji miejskiej. Wtedy zadzwonił do mnie Paweł P. Pytał, jak poszło przesłuchanie, ja mu odpowiedziałam, że nie pamiętam, co dokładnie mówiłam. Gdy zorientował się, że stoję na przystanku, zapytał, dlaczego mnie policjanci nie odwieźli do domu. Po jakimś czasie pojawił się nieoznakowany radiowóz i odwieźli mnie do domu. Wydało mi się to dziwne. Wcześniej nikt mi tego nie proponował i nie robiłam z tego problemu. To pokazuje, że Paweł dobrze znał się z tymi policjantami z Sopotu (…)”.

Sam Paweł P., zwany „Browarem”, ma niewiele nowego do powiedzenia: „Nie kojarzę żadnego Krystiana W., który bywał na imprezach, i nie wiem, czy znał Iwonę, ale ja nie znam tak dokładnie towarzystwa Iwony. Słyszałem o nim tylko tyle, co w prasie i w telewizji, że skrzywdził sporo dziewczyn, ale nie mam pojęcia, czy może mieć jakiś związek z zaginięciem. (…) W czasie zaginięcia Iwony Wieczorek często kontaktowałem się z Krzysztofem Rutkowskim, ale nic nie wiem o żadnym wpisie Lidii90. Teraz pierwszy raz go widzę, kiedy mi państwo pokazali. W ogóle staram się nie czytać komentarzy w Internecie, bo jest tam mnóstwo bzdur i szczerze mówiąc, czułem się zaszczuty. Moim zdaniem informacje zamieszczone przez Lidię90 są nieprawdziwe. Ale, tak jak mówiłem, nie znam dokładnie towarzystwa, w którym obracała się Iwona. W każdym razie nigdy nie rozmawiałem z Krzysztofem Rutkowskim o takim wpisie. Chcę powiedzieć, że milion razy przeglądałem monitoringi, do których udało nam się dotrzeć i zabezpieczyć. Ten z klubów Dream Club i z Banana Beach. Oglądaliśmy je wspólnie ze znajomymi, z którymi wtedy byliśmy na dyskotece, i z mamą Iwony. Nic niepokojącego tam nie zauważyliśmy. Przyczyniliśmy się też do uzyskania monitoringu z lokalu „Sanatorium”, który wykorzystał do sprawy Rutkowski. Chcieliśmy pomóc, oglądaliśmy te nagrania mnóstwo razy, ale na nic istotnego nie trafiliśmy”.

Zakopana na działce

 Tymczasem do śledczych napływały sygnały, że wdziano Iwonę w różnych miastach. Rzekomo widziano ją nie tylko w Paryżu, Jastrzębiej Górze, Władysławowie czy Duninowie o czym już pisaliśmy, ale także w autobusie z Bełchatowa do Łodzi, czy we Wrocławiu. Była też ponoć w ogródku jednej z restauracji w Bielsku Białej. W tym ostatnim przypadku kobietę sfotografowały przypadkowe osoby. Zdjęcia w aktach wskazują na spore podobieństwo z zaginioną. Nawet Iwona Kinda na podstawie tych zdjęć nie była w stanie wykluczyć, że to jej córka. Jednak  po sprawdzeniu okazało się, że nie jest to Iwona Wieczorek.

Do śledczych docierały też linki i zdjęcia ze stron pornograficznych oraz dziewczyn do towarzystwa/ fot .materiały policyjne

Także z Bielska Białej pochodziła informacja przekazana naszej redakcji, że Iwonę widziano w jednej z agencji towarzyskich. Także inne osoby zgłaszające się do policji często umiejscawiały zaginioną w agencjach towarzyskich, jak choćby w Sosnowcu, nieopodal aresztu śledczego.

W lipcu 2015 roku do policji zgłosił się również mężczyzna, który przekazał informację, że Iwona została porwana i od kilku lat pracuje w agencji towarzyskiej w Hamburgu. Podał przy tym jej dokładny adres oraz kwotę, za jaką miała zostać tam sprzedana przez trójmiejskich alfonsów – 140 tysięcy euro. Do śledczych docierały też linki i zdjęcia ze stron pornograficznych oraz dziewczyn do towarzystwa. Głównie z Niemiec.  Te informacje nie potwierdzały się również.

Natomiast różdżkarz z Kartuz oznajmił policjantom, że ciało Iwony znajduje się w filarach hali PGE Arena. Z kolei kobieta przedstawiająca się jako medium mające kontakt ze zmarłymi stwierdziła, że ciało Iwony zawinięte w dywan znajduje się na strychu jednej z sopockich restauracji. Taką wizję przekazała zarówno policji, jak i matce zaginionej.

Sprawdzano też sprzedawcę butów z Allegro, który oferował podobne szpilki, do tych, jakie miała Iwona w noc zaginięcia.

Przeprowadzono ponadto analizę wszystkich odnalezionych na terenie Polski zwłok nieznanych kobiet, w wieku do 25 lat. Było takich przypadków bardzo wiele. Porównywano ich profile DNA z  Iwoną Wieczorek. Bez skutku.

Na sprawie zaginięcia Iwony  próbowało żerować sporo osób.  6 kwietnia 2016 roku Iwona Kinda dostała sms o następującej treści: „Cześć mamo ja niedługo wracam do domu ze swoją curczeką zosią. Iwona Wieczorak”. Iwona Kinda uznała jednak, że jest to osoba, która chce wyłudzić od niej pieniądze. Według niej, jej córka nie popełniała takich błędów i nigdy nie podpisałaby się w sms-ie do matki nazwiskiem. W aktach sprawy brak jest informacji, aby śledczy ustalili, kim był nadawca tego sms-a.

fot-4a
To rzekomo też miała być Iwona

Z kolei 28 sierpnia 2010 roku Iwona Kinda nagrała na dyktafon rozmowę z dwoma mężczyznami, którzy podawali się za niemieckich policjantów. Dopytywali się o wcześniejsze zniknięcia Iwony oraz o aktywność jej telefonu w dniu zaginięcia:  „Policja ma coś ustalonego?” – jeden z nich próbuje – nie wiadomo w jakim celu – nieudolnie pozyskać wiedzę o śledztwie.  Rozmowa trwa ponad 4 minuty, nie będę jej przytaczać, gdyż jest bardzo chaotyczna. Na jej podstawie policyjny analityk formułuje wnioski, wśród których jest i taki, że mężczyźni mogli być wysłani  przez kogoś w jakimś określony celu. „Rozmówca posiada większą wiedzę na temat zaginięcia Iwony Wieczorek niż ta, którą ujawnia zauważa policyjny psycholog.

W maju 2013 roku ciała Iwony szukano na działce  Włodzimierza T. i Bartosza T.  w Osieku (pow. stargardzki). Nastolatka miała tam też być rzekomo przetrzymywana. Bartosz T., mieszkaniec Sopotu, zeznał: „Nie znałem tej dziewczyny, nigdy jej nie spotkałem na żywo”. Na  ciało Iwony Wieczorek, ani jakiekolwiek jej ślady nie natrafiono w Osieku. Znaleziono natomiast pistolet bębenkowy jaguar 88, kaliber 9 mm: „Pistolet ten nie jest moją własnością i nie wiem, jak znalazł się na mojej posesji – stwierdził Bartosz T.

W 2013 roku do śledczych zgłosił się Michał M. który poinformował, że „mężczyzną z ręcznikiem” jest były mąż jego konkubiny. Jednak mężczyzna miał mocne alibi, gdyż w tym czasie przebywał z rodziną i przyjaciółmi w Zakopanem. Co potwierdziła także jego była żona. Podobnych donosów było więcej, nie wnosiły nic do sprawy a jedynie absorbowały śledczych.

W aktach sprawy pojawiają się też zeznania Krzysztofa K., który uparcie twierdził, że spotkał w Gdańsku dawnego kumpla z celi, a ten opowiedział mu przy wódce o tym, jak zgwałcił i zamordował Iwonę Wieczorek. Miał dokonać tego „wspólnie z chłopakiem, z którym Iwona poszła na dyskotekę i pokłóciła się z nim tam, bo chciał podać jej jakiś narkotyk: mogło chodzić o tabletkę gwałtu. Marcin i tamten chłopak wiedzieli, którędy będzie wracać i czekali na nią w samochodzie. Marcin miał przyłożyć jej broń do ramienia i zmusił, aby  wsiadła do samochodu”. 

Według tej relacji później zawieźli ją na „jakieś działki, gdzie było oczko wodne”. Tam Iwona Wieczorek  miała zostać zgwałcona przez Marcina i jego kolegę. Po czym obaj jak twierdził Krzysztof K. zakopali ją na działce: „Marcin był przekonany, że nikt nigdy jej nie znajdzie”.  Według słów Krzysztofa K. jego kolega Marcin M. siedział za to, że podpalił dom pewnej prokurator, a to jest historia związana z ludźmi z tak zwanego „klubu płatnych morderców”.

Co na ten temat zeznał  Marcin M.? „Nie znałem Iwony Wieczorek. Jak zaginęła, to ja siedziałem. Znam jednego kolegę, który znał Wieczorek osobiście. Na imię ma Paweł i mieszka w budynku po sąsiedzku. On też mi o tej sprawie opowiadał, powiedział mi, że Iwona lubiła się zabawić, więc spotykali się na imprezach. Paweł, podobnie jak ta zaginiona, nie przepuścił żadnej imprezy. Z Sopotu i okolic znam wszystkich, ale głównie w moim wieku. Moi znajomi głównie siedzą w więzieniu, więc oni nie mogli nic nabroić przez ostatnie pięć lat. Nie przypominam sobie spotkania z jakimś kolegą z celi, który pochodziłby spoza Trójmiasta”.

Jak przekazał policji  – w sprawie Marcina M. – Areszt Śledczy w Gdańsku: „w dniach 16 i 17 07. 2010 w/w osadzony przebywał w warunkach penitencjarnych”.

Akta, do których miałem dostęp, kończą się na  tomie 32.  W kolejnym, 33. znajdą się materiały związane z zeznaniami, jakie złożyłem na początku lipca 2016 roku. Mam nadzieję, że wkrótce  wrócimy do nich, oraz do  naszego śledztwa, które ma wiele punktów wspólnych z materiałem, jaki znajduje się w aktach.

Janusz Szostak

Zobacz również: