Mówi się ostatnio sporo o potrzebie zmian w polskim sądownictwie i prokuraturach. Niewątpliwie tkwią one jeszcze w głębokich czasach PRL. O czym miałem okazję przekonać się w swoim życiu nie raz. Zapewne też niejeden z naszych czytelników ma podobne doświadczenia.

Są tacy, którzy uważają, że orzeczeń sądowych krytykować nie wolno (tak jak to było za komuny). Gdyż sądom się wydaje, że każdy ich werdykt jest niczym prawda objawiona, pozostająca poza jakąkolwiek dyskusją i oceną.

„Niektórym sędziom wydaje się, że jeśli  stwierdzą, że ziemia jest płaska, to ten werdykt jest obowiązujący” – ironizował przed laty minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro.

Uważam, że tam, gdzie sądy rozmijają się nie tylko z poczuciem sprawiedliwości, ale ze zdrowym rozsądkiem i rozumem, należy to obnażać.

Niestety przypadków udowadniania, że ziemia jest płaska, nie brakuje. Oto fragment uzasadnienia wyroku Sądu Rejonowego w Sochaczewie. Sprawa dotyczyła wypadku drogowego: „Wskazać należy, iż oskarżona wyjaśniła, że zatrzymała się przy skrzyżowaniu w rejonie banku, natomiast z ksero dokumentacji fotograficznej wynika, iż w rejonie tego skrzyżowania nie ma banku, a więc, w jaki sposób stojąc jako druga, zjechała i zatrzymała się koło banku”.

O tym, że bank jest w tym miejscu od ponad pół wieku, wie każdy sochaczewianin i przejezdny. Sędzia jednak ma odmienne spostrzeżenia. Skoro banku nie ma na zdjęciach, to on w ogóle nie istnieje! Banku nie mogło być na tych akurat zdjęciach policyjnych, gdyż policjant wykonując fotografię, miał budynek banku za plecami. Niby proste do zrozumienia, ale nie dla sędziego, i wyszło, że ziemia jest płaska.

Na podstawie takich to dowodów, osoba została skazana za składanie fałszywych zeznań. Chociaż w tym przypadku fałszywie „zeznawał” sędzia. Wyrok został podtrzymany przez Sąd Okręgowy w Płocku, który także uznał, że skoro banku nie ma na fotografii, to znaczy, że nie istnieje.

Ten sam Sąd Okręgowy w Płocku, we wrześniu ubiegłego roku, zakazał nam pisać cokolwiek o pewnej spółce z Trójmiasta. Sprawa wiązała się z osławionym  Krystkiem. Pisałem o tym szerzej  w poprzednim numerze.

Płocki sąd wydał wyrok zaoczny, będący rodzajem cenzury prewencyjnej. Pozwalając sobie na ograniczenie wolności słowa i swobody działania prasy. Sąd nie weryfikował faktów. Nie było rozprawy, był tylko wyrok! Zakazano  nam wówczas używania stwierdzeń, których nigdy nie użyliśmy w żadnej publikacji. Co więcej, nakazano nam przeprosić tę spółkę! Za co, nie wiadomo. Ale czy to istotne, skoro tak uznał nieomylny sąd?

Ta decyzja sprawiła, że od września 2015 roku do połowy stycznia 2016 roku nie mogliśmy pisać o wszystkich aspektach gigantycznej afery pedofilskiej. Na mocy prawa założono nam kaganiec sądowej cenzury.

Na szczęście odmienne zdanie na ten temat miał Sąd Apelacyjny w Łodzi, który zmienił kuriozalne postanowienie sądu płockiego. Uznając przy tym, że działaliśmy w interesie społecznym. Sąd w Łodzi zauważa także, że dziennikarze mają gwarantowaną wolność wyrażania opinii, co zdaje się umknęło sędziemu z Płocka?

Janusz Szostak

Zobacz również: