Takiej skali skretynienia europejskich polityków już dawno nie oglądałem. A wszystko za sprawą kondolencji, jakie czołowi przedstawiciele Unii Europejskiej wystosowali do mieszkańców Kuby z powodu śmierci Fidela Castro. Padają w nich słowa o „bohaterze”, „wielkiej postaci historycznej”.
Piszą to ci sami politycy, którzy nie szczędzą słów krytyki pod adresem polskiego rządu, który nie chce iść pod dyktando lewicującej Brukseli, któremu zarzucają zapędy dyktatorskie i faszystowskie ciągoty. Tymczasem przy okazji śmierci El Comandante, zarówno Junkier czy Mogherini pokazali, że skretynienie lewicujących europejskich polityków osiągnęło już stan kliniczny. Dla nich Castro i jego pomagier Che Guevara, to ikony walki od ludzkie szczęście.
Otóż niejaki Che, kompan El Comandante, którego lewacy traktują jak swojego idola, był gotów poświęcić mieszkańców Kuby, byle tylko można było z wyspy zaatakować rakietami atomowymi USA. Ma także na swoim koncie tysiące zabitych i prześladowanych przeciwników swojego szefa. Natomiast o zbrodniach tego ostatniego nie ma się co rozpisywać, ponieważ przy okazji jego śmierci piszą o tym wszyscy. Choć w swojej poprawności politycznej zapominają dodać, że owo bożyszcze lewackiej Europy bezwzględnie tępiło wszelkie przejawy homoseksualizmu. Podobnie jak jego kumpel z Chile, niejaki Salvatore Allende, który chciał leczyć homoseksualizm, wszywając gejom kawałki jąder do żołądka. Na całe szczęście nie wprowadził tej terapii w życie, ponieważ został obalony i przy okazji zamordowany przez prawicowych wojskowych. Na co ówczesne lewicowe i tęczowe środowiska zareagowały płaczem i oburzeniem.
Co prawda Castro i Che nie skorzystali z pomysłu Allende, ale już w kilka miesięcy po objęciu władzy ogłosili, że geje i lesbijki nie mogą być dobrymi rewolucjonistami, a tym samym nie mogą zajmować żadnych stanowisk. Wyjątek zrobiono tylko dla Raula Castro, brata Fidela, który w owym okresie miał podobno takowe ciągotki. Resztę gejów rozstrzelano lub wygnano z wyspy. Ale uratowanie jednego homoseksualisty nie powinno powodować, aby unijny politycy nazywali Castro bohaterem. Mogę jednak zrozumieć, że przypominanie dziesiątków tysięcy ofiar dyktatury Castro lewicowym politykom z Brukseli, może się wydawać niestosowne i napawać ich odrazą.
Jerzy Szostak

Zobacz również: