Dziennikarz Gazety Wyborczej Jacek Hugo Bader  wysmarował się nutellą i w tym stanie wyruszył na Marsz Niepodległości. Pytacie, po co ta inscenizacja? Czemu nie przebrał sie za Indianina z barwnym pióropuszem, albo za radośnie pląsającego motyla w różowych rajtuzach? Dlaczego musiał robić za Murzyna?
Autor tej żałosnej prowokacji wyjaśnia, że chciał zostać „mazowieckim bambusem, brudasem, asfaltem, nizinnym Makumbą krótkowłosym z Grochowa”. I ten fragment jego „reportażu” sporo mówi o autorze, i jest najbardziej rasistowski i ksenofobiczny z całej akcji. Już sam pomysł takiej błazenady wskazuje złe intencje „dziennikarza”. Jak widać ma on większy problem z akceptacją innego koloru skóry niż ci przeciw, którym taką prowokację wymyślił. Raczej trudno byłoby go moim zdaniem zaliczyć do grona ludzi normalnych.
Chciał wywołać burdę a może nawet zamieszki. Po co? Bo tym razem nie było szansy na podpalenie budki strażniczej przy rosyjskiej ambasadzie? No to poszedł na Marsz Niepodległości niczym pastowany kaban Pawlaka w las.  I taki dał z tego przekaz: „Przede mną przeszło kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którym towarzyszyło zdziwienie: „Matko, czarnuch przyszedł” Nawet jak tego nie wypowiadali, czułem to. To był jeden z najmniej przyjemnych dni w moim życiu” – wyznał farbowany Murzyn. Jak widać strasznie było niebezpieczne, to agresywne milczenie. Tak bardzo czuł się wyobcowany w tłumie ludzi, z którymi się nie zgadza. Pewnie jeszcze słyszał głosy? Koniecznie chciał być spałowany, ale się rozczarował. No coś takiego! Wyjść żywym z tak wielkiego skupiska faszystów i nawet mordy nie mieć obitej?! Skandal!!  Ludzie szli w marszu i nie zwracali na niego uwagi, celebrując swoje święto. Obrzydliwi faszyści!
Jestem pewien, że bardziej by ryzykował, gdyby poszedł na  marsz w koszulce  z napisem „Jestem z Gazety Wyborczej”. Miałaby  pewnie wówczas swoje 5 minut. Jeśli naprawdę szuka mocnych wrażeń, to niech się przebierze za białego i idzie do Harlemu, albo ucharakteryzowany na blondynkę odwiedzi szwedzką dzielnicy imigrantów. Może też przebrać się za narodowca i pójść na Paradę Równości, albo z krzyżem na plecach wyruszyć na pielgrzymkę do Mekki. Możliwości wykazania się odwagą ma wiele.
Pójść na Marsz Niepodległości, jako Murzyn, to akurat żadne bohaterstwo. Był tam, nie po raz pierwszy, czarnoskóry Bawer Aondo-Akaa, i podkreślił, że nie spotkał się z niechęcią:   „W tym roku Pańskim byłem po raz III na Marszu Niepodległości, nie spotkałem się na Nim z żadnymi rasistowskimi czy ksenofobicznymi sytuacjami. Idąc pod flagami ONR byłem bezpieczny. Ludzie na Marszu Niepodległości byli wobec mnie niezwykle przychylni”. – napisał na Facebooku jak naprawdę było.
Hugo-Bader nie od dziś ma problemy z rzetelnością i pisaniem prawdy. Swego czasu opublikował wywiad z rosyjskim generałem Aleksandrem Lebiedziem. Chociaż rozmawiał tylko z jego żoną w kuchni. Innym razem przepisał, jako własną twórczość,  spore fragmenty książki Czyngiza Ajtmatowa. Zaś w książce o wyprawie na Broadpeak po prostu skopiował reportaż innego autora. Nie informując o tym rzecz jasna czytelników. Przy tych wszystkich szalbierstwach i konfabulacjach nazywa siebie najlepszym reporterem w Polsce.
I jak się okazuje ten „wybitny reporter” nie zdaje sobie sprawę z tego, że  tzw. „blackface”, czyli malowanie białej gęby na czarno, jest dla czarnoskórych obraźliwe i traktowane jako przejaw rasizmu. Zatem Hugo Bader cel osiągnął- dzięki niemu był rasizm na Marszu Niepodległości.
Leo

Zobacz również: