Jeszcze nie tak dawno Jean-Claude Juncker, szef Komisji Europejskiej, i jego kolega Martin Schulz – szef parlamentu Europejskiego, nie pozostawiali suchej nitki zarówno na rządzie Węgier, jak i Polski. Temu pierwszemu dostawało się za to, że – próbując stosować prawo Unii – nie chciał wpuszczać na teren Wspólnoty emigrantów, a już na pewno nie miał zamiaru gościć ich u siebie. Podobne zarzuty o brak poszanowania demokracji wysuwane były pod adresem Polski. Dodatkowo obaj panowie przebąkiwali, że jeżeli Polska i inne kraje Grupy Wyszehradzkiej nie przyjmą narzuconej im liczby uchodźców, to mogą się nie tyko pożegnać z pieniędzmi z unijnego budżetu, ale otrzymają też dodatkową karę. A ta miała wynosić 250 tysięcy euro za każdego nieprzyjętego emigranta, z kwoty narzuconej im przez Komisję Europejską. Co, jak zapowiadała opozycja w polskim Sejmie, doprowadzi do upadku rządu PiS i powrót do władzy PO i PSL.
Problem jednak w tym, że te groźby nie robiły na krajach Europy Środkowej żadnego wrażenia. Co więcej – zamiast je wystraszyć, tylko zjednoczyły. A to z kolei spowodowało, że brukselscy urzędnicy usłyszeli twarde „nie” w sprawie kwotowania uchodźców. Mało tego. Byłe „demoludy” wysunęły własny sposób na rozwiązanie kryzysu wywołanego przez Angelę Merkel, która zaprosiła do Europy – bez pytania innych o zdanie – kogo tylko się dało, i to bez żadnego sprawdzenia. Tym pomysłem jest tak zwana „elastyczna solidarność”. Co oznacza, że będziemy przyjmować uchodźców, ale tylu, na ilu nas stać. Do tego dochodzi bardzo skrupulatne sprawdzanie osób ubiegających się o azyl. Czyli przestrzeganie unijnego prawa.
Co ciekawe, dotychczasowi krytycy krajów Europy Środkowej nie tylko poparli ten pomysł. Przy okazji pochwalili Polskę i rząd PiS za przyjmowanie uchodźców z Ukrainy. Zwracając przy tym uwagę – o czym wcześniej nie chcieli słyszeć – że to właśnie nasz kraj stał się nowym domem dla osób z terenów ogarniętych walkami na wschodzie Ukrainy oraz z okupowanego przez Rosjan Krymu. Przypomniano sobie także, że to Polska jako pierwsza przyjmowała Czeczeńców – około 80 tysięcy. Pierwsi z nich pojawili się w Polsce w 1994 roku wraz z wybuchem pierwszej wojny czeczeńsko-rosyjskiej. Komisarze unijni dopatrzyli się również około 75 tysięcy Ormian, którzy znaleźli u nas schronienie, gdy wybuchła wojna o Górny Karabach. Brukselscy urzędnicy odkryli także, że Polska przyjmuje również emigrantów ekonomicznych, a tych jest w Polsce ponad milion. Z czego Ukraińcy stanowią 97,7 procent. Do tego dochodzą obywatele Mołdawii, Rosji, Białorusi, Armenii, Gruzji czy Wietnamu. Jednym słowem Polska okazała się przyjazna wobec uchodźców.
Skąd ta nagła zmiana nastawienia Brukseli nie tylko do Polski, ale i krajów Europy Środkowej? Powód jest banalnie prosty. Otóż w przyszłym roku w większości krajów starej Unii odbędą się wybory parlamentarne. Tymczasem ich obecne rządy, nastawione na otwarcie granic dla uchodźców, nie mogą już liczyć na społeczne poparcie. Dlatego szukają wszelkich możliwych rozwiązań, aby wyjść z twarzą ze stworzonego przez siebie kryzysu. A tym wyjściem jest powrót do przestrzegania unijnego prawa, co proponują Polska i Węgry.
Jerzy Szostak

Zobacz również: