Burzą się zoofile w Niemczech, bo Bundestag zaostrzył w tym kraju kary grzywny za uprawianie seksu ze zwierzętami. Taka forma współżycia z ich czworonożnymi partnerami, ma teraz kosztować 25 tysięcy euro, czyli mniej więcej tyle, co weekend z ekskluzywną ludzką prostytutką.
– To skandal, jesteśmy dyskryminowani! – krzyczą aktywiści grupy lobbingowej pod nazwą ZETA, czyli Zoofile Zaangażowani na rzecz Tolerancji i Oświecenia. Pewnie zaraz znajdą się jacyś naukowcy, którzy będą udowadniać, że zwierzę to też człowiek. Po tym, jak unijni urzędnicy uznali, że marchewka to owoc, wszystko można ludziom wmówić…
Zresztą o legalizację zoofilii walczyła także nieistniejąca już, na szczęście, partia pedofilów (PNVD) w Holandii. To taka wzajemna pomoc: dewianci – dewiantom, można by rzec. Ale aktywiści tego ugrupowania chcieli przede wszystkim obniżenia granicy wieku legalnego współżycia seksualnego do 12 lat, zaś w perspektywie całkowitego jej zniesienia. Co w rezultacie byłoby także na rękę zoofilom, gdyby w przyszłości okazało się, że już można legalnie współżyć ze zwierzętami, ale na przeszkodzie mógłby stanąć ich wiek.
Użyłem tego przykładu, by pokazać, jak co chwila różne mniejszości, posługując się hasłami o miłości, tolerancji i oświeceniu, usiłują znaleźć furtkę dla swoich dewiacji i zalegalizować to, co jest z gruntu rzeczy złe, niemoralne, czy obyczajowo naganne. Wyobraźmy sobie, co by to było, gdyby nagle mniejszość gwałcicieli domagała się legalizacji gwałtów i argumentowała to w ten sposób: w imię miłości bliźniego gwałcimy tylko te kobiety, których w życiu, naszym zdaniem, nikt by nie chciał. Załóżmy, że mniejszość złodziei żądałaby takiego prawa, by mogli kraść, zaś urzędnicy i lekarze chcieliby brać oficjalnie łapówki.
Zresztą, co do tego ostatniego, to już usiłowano relatywizować ten czyn przy okazji głośnej sprawy kardiochirurga, Mirosława G. Rozmaici etycy dowodzili wtedy, że w ogóle nie mieliśmy do czynienia z korupcją, zaś słowo „łapówka” zastępowano zwrotem „dowód wdzięczności”. I debatowano, gdzie też są granice okazywania tej wdzięczności, zamiast powiedzmy sobie – wzorem tych holenderskich pedofilów – od razu ustalić jakiś limit. Na przykład, do 100 tysięcy złotych to jest dowód wdzięczności, a jak powyżej, to już łapówka. Nie takie rzeczy przepychano w sejmie. Zmalałaby nam wtedy w kraju korupcja, podskoczylibyśmy w rankingach Transparency International, a Polacy zyskaliby opinię ludzi bardzo wdzięcznych. Najważniejsze, że nie byłoby żadnych afer. A typowy dialog w sprawach biznesowych mógłby wtedy brzmieć mniej więcej tak:
– Panie dyrektorze złociutki, ja do pana względem tego przetargu, ponieważ moja firma też potrafi budować drogi z sadzy, gówna i tłuczonych sedesów. W związku z tym chciałem się do pana osobiście pofatygować i wręczyć panu dowód wdzięczności w kwocie 90 tysięcy złotych.
– Oj, panie prezesie kochany! Spóźnił się pan o dzień cały. Właśnie pan prezes Wiśniewski zaoferował mi dowód wdzięczności w postaci 99 999 złotych. A ja, wie pan, człowiek uczciwy jestem. Prawo jest prawem, kto pierwszy ten lepszy, musimy się trzymać wysokich standardów. Ale mam dla pana prezesa poufną informację. W przyszłym tygodniu ma być ogłoszony przetarg na budowę ekranów wokół sejmu. Jak pan prezes zareaguje odpowiednio wcześniej, to pan go wygra.
– A po co te ekrany?
– Mają chronić przed hałasem. No i przed wiatrem…
– Jakim wiatrem?
– Historii…
Radosław Rzepka

Zobacz również: